[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna zaczęła chodzić na zakupy, co wzbudziło niepokój.Mieszkająca kilka domów dalej wścibska Sobeszyńska przyszła pożyczyć cukru i przy okazji sprawdzić, czy wszystko w porządku.Irydiana, która potrafiła się wczuć w psychikę ludzi, zobaczyła samą siebie oraz Jossiego oczyma innych, ich zbiorowy portret nakreślony przez sąsiadów.Nie był to najgorszy obraz, jednak zdziwienie przygarnięciem przybłędów i ulga, że zajęli się starą, mieszały się z obawą, czy nie robią tego z powodu jej renty albo domku.To utwierdziło Irydianę w przekonaniu, że choćby im było u Jasperkowej najlepiej, powinni odejść.Wkrótce do reumatyzmu dołączyły się kłopoty z sercem.Staruszka musiała położyć się do łóżka.Wezwali Wernickiego.Ten zbadał starą Jasperkową, westchnął ciężko, zapisał leki, a potem wyprosił ich, żeby w cztery oczy porozmawiać ze swoją pacjentką.Kiedy wreszcie wyszedł z jej pokoju, widząc ich zaniepokojone spojrzenia, rzekł:– Z niej jest za dobra kobieta.O ludzi zadba, o koty zadba, tylko o samą siebie nie potrafi.Opiekujcie się nią, bo jak nie.– Tu groźnie spojrzał na Jossiego.–.w piekle znajdę i zardzewiałą igłą zakłuję.Irydiana uśmiechnęła się smutno.– Zadbamy o nią, doktorze, przyrzekam.Wernicki złagodniał.Ścisnął delikatnie ramię dziewczyny i rzekł:– Dziecko, biegnij wykupić leki.I nie pozwól jej wychodzić z domu na tę zimnicę.Zapalenie płuc ją zabije.Ale nie trzeba było zapalenia płuc, by Jasperkowa stawała się coraz słabsza, a Wernicki zagroził, że siłą zabierze ją do szpitala.* * *Jossi często spoglądał na fotografię syna Jasperkowej.Była już mocno pożółkła, spękana.Prosta drewniana ramka zaczęła się rozpadać.Któregoś dnia chłopak wyjął obrazek i postanowił sprawdzić, czy nie da się z tym czegoś zrobić.Znalazł w piwnicy deski i nożem cierpliwie wystrugał podobne ramki.Powinny wytrzymać jakiś czas.Przyszła mu do głowy myśl, którą podzielił się z Irydianą przy obiedzie.Wysłuchała Jossiego w skupieniu.– Mogę to zrobić – powiedziała wreszcie z wahaniem.– Ale jesteś pewien, że powinnam? – Spojrzała pytająco na Jossiego.– Taka ingerencja.Skinął głową i odparł krótko:– Powinnaś.Nadal nie była przekonana.Patrzyła na niego z niepokojem, jak zawsze, kiedy obawiała się o skutki jego postępowania.– Ale przecież książę.– zaczęła odruchowo.Jossi mocno złapał ją za rękę.– Tu nie ma żadnego księcia, Ir! – rzekł z naciskiem.– Żadnego! To skończone, za nami, przecież wiesz.Kiedy milczała i cisza zaczęła obojgu ciążyć, złapał ją za ramiona, przyciągnął do siebie.A po chwili dodał:– Sami dla siebie, Irydiano.Turrou chciałby, żebyśmy nawet tu byli mu posłuszni.Ale teraz to tylko nasza sprawa.i nasz nowy świat.Puścił ją i poszedł karmić koty, bo chętnie wziął na siebie ten obowiązek, odkąd gospodyni zaniemogła i leżała w łóżku.Dziewczyna pokręciła głową, a potem z wahaniem podążyła do pokoju Jasperkowej.W milczeniu usiadła obok jej łóżka i zaczęła snuć pasma magii wokół głowy starej kobiety.* * *Jedli kolację, kiedy z pokoju Jasperkowej rozległo się słabe wołanie.Irydiana wstała od stołu i poszła sprawdzić, o co chodzi.Stara kobieta patrzyła na nią wyblakłymi oczyma.Promieniały szczęściem.– Śniłam, że Kacper wrócił do domu – powiedziała z wysiłkiem.– Że całą noc rozmawialiśmy.Irydiana uśmiechnęła się ciepło.Wzięła kubek z kompotem ze stołu i przytknęła do ust Jasperkowej.Ta z trudem przełknęła kilka łyków.– Umieram, dzieci – szepnęła.– Ale chociaż we śnie przyszedł.– Wiem – odparła z wymuszonym uśmiechem Irydiana.– Jeszcze go spotkasz, babciu.– dodała tak cicho, że rozgorączkowana stara kobieta pewno tego nie usłyszała.Wieczorem dziewczyna zniknęła Jossiemu z oczu.Znalazła sobie takie miejsce, gdzie mogła popłakać w ciszy i spokoju.* * *Po tygodniu Jasperkowa wstała z łóżka.Powinna nadal leżeć, ale – jak mówił Wernicki – „prędzej w piekle utrzymasz diabła niż starą babę, która wszystko wie lepiej”.Jeżeli nawet zauważyła nową ramkę wokół fotografii syna, nie skomentowała tego ani jednym słowem.Może tylko częściej błąkał się na jej ustach nikły uśmiech.I kilka razy wspomniała o proroczych snach.Tymczasem za oknem jesień odeszła, a śnieg pokrył wszystko.* * *Któregoś grudniowego dnia, kiedy rankiem wygrzebali się spod kołdry, zaskoczyła ich cisza.Zwykle z samego rana Jasperkowa kręciła się po domu, bo wtedy czuła się najlepiej.Śniadanie już na nich czekało, a oczy staruszki błyskały radością, kiedy ziewając, rozczochrani, pojawiali się w drzwiach kuchni.Nawet milkliwy z rana Jossi wydawał się gospodyni drogi niby najpiękniejszy prezent.Tymczasem powitała ich cisza.W domu nikt nie szczękał garnkami, choćby po to, aby ich żelazne pobrzękiwanie sprawiało wrażenie, że coś się dzieje, że Jasperkowa jest komuś potrzebna.– Coś jest.– zaczął Jossi.Urwał zaniepokojony i mając za plecami stąpającą boso dziewczynę, ruszył najpierw do kuchni.A kiedy w pustym pomieszczeniu nikogo nie zastał, już bardzo nerwowym krokiem skoczył do pokoju Jasperkowej.W jej pokoju okno było szeroko otwarte, a do środka wdzierał się zimowy ziąb.Staruszka leżała na łóżku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl