[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie podoba nam siê wcale, ¿e Imperium zabiera nasze dzieci,by s³u¿y³y gdzieœ w odleg³ych krañcach galaktyki.Ale boimy siê.Belden maracjê.Na skutek utraty niezale¿noœci nauczyliœmy siê wreszcie, ile znaczyuczciwa wspó³praca.- Czy nie warto podj¹æ walki, by zrzuciæ jarzmo? Czy nie warto zaryzykowaæ¿ycia dla wolnoœci? Panie premierze, nie podejrzewam, bym mog³a do¿yæ.piêædziesiêciu lat - powiedzia³a, domyœlaj¹c siê jego wieku - w podobnychwarunkach.Zaryzykowa³abym, byle tylko nie umieraæ w niewoli.Captison westchn¹³.- Widaæ jest pani wyj¹tkowa.- Wszyscy ludzie s¹ wyj¹tkowi.Proszê umo¿liwiæ mi rozmowê z szefamipozosta³ych komórek, senatorze Belden.Dajcie ludziom szansê zdobycia wolnoœci,a oni.- Z czystego przyzwyczajenia, Leia obejrza³a siê przez ramiê.Kilkadziesi¹t metrów za nimi jecha³ wóz patrolowy.- Mamy Imperialnych naogonie - powiedzia³a cicho.Captison zerkn¹³ na tablicê i przyspieszy³.Leia rozejrza³a siê w poszukiwaniukomunikatora.Han powinien byæ ju¿ w drodze do portu kosmicznego.- Œledz¹ nas.Proszê skierowaæ siê na kosmodrom.- Jeszcze jeden, nadje¿d¿a z przeciwka.Blokuje drogê.Z tego pasa nie mogêskrêciæ na po³udnie.- Wygl¹da na eskortê - mruknê³a Leia.Nie maj¹c wyboru, Captison skierowa³pojazd na pó³noc.Patrolowce jad¹ce z boków odsunê³y siê.- Dok¹d oni nasprowadz¹?- Z powrotem do centrum.- Captison zmarszczy³ czo³o.- Chyba do kompleksu.- Macie broñ? - spyta³a cicho Leia.Premier siêgn¹³ po marynarkê i pokaza³ jej zabezpieczony blaster.- To za ma³o, maj¹ liczebn¹ przewagê.Belden, czy móg³byœ ukryæ generator?- Chyba tylko pod siedzeniem.Leia zastanowi³a siê przez chwilê.- Lepiej bêdzie owin¹æ go w mój szal.I upuœciæ gdzieœ, niby przypadkiem.Byletylko nie trafi³ w ich rêce.- Nie - odpar³ stanowczo Belden.- To delikatne i kruche urz¹dzenie.Wszyscywiedz¹, ¿e u¿ywam wzmacniacza g³osu.Zostawiê je w kieszeni.Perkusja wci¹¿ towarzyszy³a im upartym rytmem.Zamkniêty w pustym i pozbawionym okien pokoju z bankami pamiêci i koñcówkamiterminali 3PO bliski by³ desperacji.- Za ka¿dym razem, gdy ju¿ wydaje mi siê, ¿e skatalogowa³em wszystkiejednostki, to oni wynajduj¹ nastêpne.Trudno sobie z nimi poradziæ.R2 - D2 pisn¹³ z dezaprobat¹.- Nie kraczê, ty przypadkowy zbiorze chipów wi¹zanych sznurkiem.W ostatnimnagraniu nie by³o niczego nowego.Same powtórki.Szeœæ milionów kodówkomunikacyjnych, a ci tutaj wynaleŸli jeszcze jeden.Dziwne istoty.Co onijeszcze wymyœl¹?R2 siêgn¹³ manipulatorem do rejestratora dŸwiêków.- Ja to zrobiê - warkn¹³ 3PO.- Nie siêgniesz tak wysoko.3PO usun¹³ jedn¹kostkê pamiêci i wsun¹³ nastêpn¹.- Nawet premier Captison, nie kryj¹cy niechêci do androidów, zgodzi³ siê, ¿etym razem mo¿emy byæ przydatni.Siedem godzin ju¿ tyramy bez najmniejszejprzerwy na smarowanie.- Robot zaniós³ siê gwizdami i chrz¹kaniem.- Zamilcz, Artoo.R2, który zachowywa³ siê stosunkowo cicho, pisn¹³ coœ nieco g³oœniej.- Mamy tu coœ odmiennego.Nie wszystkie dŸwiêki tego nagrania by³y s³yszalne dla ludzkiego ucha.Obokptasiej mowy Ssi-ruuvi pojawi³y siê serie elektronicznych impulsów.Androidporówna³ je b³yskawicznie ze znanymi mu kodami.- Jest! - krzykn¹³.- Artoo, puœæ to raz jeszcze.R2 zaœwiergota³ wyraŸnie z³y.- Oczywiœcie, wiem, ¿e ja siêgnê tam lepiej.To nie moja wina, ¿e jesteœwybrakowany.Wcisn¹³ klawisz, tak nastawiaj¹c sensory, by lewy œledzi³ nagranie, a prawyrejestrowa³ elektroniczny podk³ad.Centralny procesor porównywa³ oba sygna³y.Na razie wychwyci³ opóŸnienie rzêdu dziesi¹tej czêœci sekundy, powtarzalnoœæwzorów tonalnych.Aparat mowy obcych zdecydowanie ró¿ni³ siê od ludzkiego,przewa¿a³y g³oski tylnojêzykowo - wargowe.Nagranie dobieg³o koñca.3PO puœci³ je ponownie, tym razem usi³uj¹c wy³owiæ zkontekstu ci¹gi logiczne, sporz¹dzaj¹c alternatywne dekodery i porównuj¹c je zmateria³em zebranym w poprzednich latach.- Wspaniale! - krzykn¹³.- A teraz, Artoo, musimy zacz¹æ od pocz¹tku iprzes³uchaæ wszystkie nagrania raz jeszcze.Zawarte w nich informacje mog¹przydaæ siê ksiê¿niczce Lei.R2 gwizdn¹³.- W³aœnie, premierowi Captisonowi tak¿e.Trochê cierpliwoœci.- 3PO poklepa³ R2po kopu³ce.- Wiem, ¿e to nie twoja specjalnoœæ, ale pomyœl o tych godzinach,które spêdzi³em bezczynnie na pok³adzie.R2 zaprzeczy³ niezbyt uprzejmie.- To wcale nie jest œmieszne.- 3PO w³¹czy³ odtwarzacz.- Teraz siedŸ cicho is³uchaj.Bêdê ci t³umaczy³.Tym razem nagrania zosta³y puszczone z wielokrotnym przyspieszeniem.3POs³ucha³ pisków, R2 s³ucha³ t³umaczenia 3PO.Wiêkszoœæ przekazu pozbawiona by³awiêkszego znaczenia.Do³¹czyæ do formacji i tym podobne.Nagle jednak 3PO zwróci³ na coœ uwagê.- Och, nie.Artoo, musimy jak najszybciej zawiadomiæ pana Luke'a.Natychmiast.To straszne.R2 toczy³ siê ju¿ ku minikomputerowi.Leia wysiad³a z pojazdu stoj¹cego na p³ycie l¹dowiska w kompleksie.Owion¹³ j¹ch³odny wiatr.Szybko policzy³a otaczaj¹cych ich ¿o³nierzy.Osiemnastu, wszyscyuzbrojeni.Raczej pluton egzekucyjny ni¿ kompania honorowa.Po¿a³owa³a, ¿e niewziê³a ze sob¹ Chewie'ego, nawet gdyby mia³o to popsuæ nastrój Bakurianom.Belden tr¹ci³ j¹ lekko.- Komandor Skywalker musi otrzymaæ wiadomoœæ, Wasza Wysokoœæ.- Uwaga, zaczynamy - mruknê³a przez ramiê.Siêgnê³a po ukryty w rêkawieminiblaster.Prawdopodobnie zd¹¿y za³atwiæ trzech czy czterech, ale potem.Rzuciwszy siê na ziemiê, otworzy³a ogieñ.Piêæ bia³ych postaci pad³o, nim ktoœ uchwyci³ j¹ z ty³u i d³oñ w rêkawiczceodebra³a blaster.Walczy³a dzielnie i omal siê nie uwolni³a.Precyzyjne przewidzenie chwili klêski w bitwie to po³owa wygranej - przysz³ajej do g³owy myœl.Gdzie to s³ysza³a? Chyba na Alderaanie.Wsta³a powoli,trzymaj¹c rêce nad g³ow¹.Jeszcze nie zosta³a pokonana.Ale wa¿ne, ¿eby citutaj tak myœleli.Z szybu windy wyszed³ gubernator, za nim czterech stra¿ników ze sk³adu floty.- Premierze Captison - powiedzia³ - senatorze Belden, przejedziemy siê trochê?Wskaza³ na pojazd.Dwóch szturmowców pakowa³o siê do œrodka.Ten, który skonfiskowa³ jej broñ, zabra³ te¿ coœ premierowi.Nastêpny za³o¿y³mu kajdanki.- Chyba postrada³ pan zmys³y - warkn¹³ Belden.By³ czerwony na twarzy, na jego przegubach b³yszcza³y kajdanki.- To nie ma sensu.- Jeœli niczego z³ego nie robiliœcie, to czemu staraliœcie siê znikn¹æ?- Ka¿dy ma prawo do prywatnoœci - odezwa³a siê Leia.- Ale nie wówczas, je¿eli znajduje siê pod opiek¹ imperialnych s³u¿bbezpieczeñstwa, droga ksiê¿niczko.Jeden z wojaków wysiad³ z samochodu.- Nic nie ma, gubernatorze.- Rozdzieliæ ich.Ty, ty i ty - wskaza³ na trzech ¿o³nierzy.- Przeszukaæzatrzymanych.Leia znios³a to ze stoickim spokojem.Zabrano jej z nadgarstka pust¹ kaburê,kieszonkowy komunikator, po czym za³o¿ono kajdanki.Beldenowi odebrano ma³e,szare pude³ko.- Co my tu mamy, senatorze?Belden podniós³ d³onie i pogrozi³ gubernatorowi.- Mój wzmacniacz to przedmiot osobistego u¿ytku.Proszê mi go oddaæ.- Có¿ za oszczerstwo wobec tak prawomyœlnego obywatela.- Nereus uœmiechn¹³siê.- Od pewnego czasu podejrzewani, ¿e posiadacie pañstwo pewne nielegalneurz¹dzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]