[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co mo¿e zrobiæ? T³umaczyæ? Jakoœ nie wyda³o mu siêto œwietnym pomys³em.Kolega klepn¹³ go w plecy.- Nie przejmuj siê - powiedzia³.- Zdaliœmy! Podniós³ kciuk przyciœniêty dodwóch palców prawej rêki, w sta­ro¿ytnym pozdrowieniu skrytobójców.***Kciuk przyciœniêty do palców i szczup³a postaæ doktora Crucesa, g³Ã³wnegowychowawcy, pochylona nad zaskoczo­nymi ch³opcami.- Nie mordujemy - mówi³.Mia³ cichy g³os; doktor Cruces nigdy go nie podnosi³, ale po­trafi³ mu nadaætak¹ barwê i wysokoœæ, ¿e by³by s³yszany nawet w cza­sie huraganu.- Nie wykonujemy egzekucji.Nie dokonujemy masakr.Nigdy, mo¿ecie byæ tegopewni, nigdy nie torturujemy.Nie mamy nic wspólnego ze zbrodniami namiêtnoœci,nienawiœci¹ czy rabunkiem.Inhumacja nie sprawia nam przyjemnoœci, niezaspokaja jakichœ tajemnych wewnêtrznych pragnieñ, nie daje w³adzy.Jej powodemnie jest jakakolwiek wielka sprawa czy wiara.Zapewniam was, panowie, ¿ewszelkie te motywy s¹ w najwy¿szym stopniu podejrzane.Spójrzcie w twarzcz³owieka, który zabi³by was dla wiary, a wasze nozdrza wype³ni zapachpotwornoœci.Wys³uchajcie przemowy og³aszaj¹cej œwiêt¹ wojnê, a zapewniam was,¿e wasze uszy pochwyc¹ brzêk ³usek z³a, szelest monstrualnego ogona ci¹gniêtegopo czy­stoœci jêzyka.- Nie.Robimy to dla pieniêdzy.- A poniewa¿ my w³aœnie, lepiej ni¿ inni, znamy wartoœæ ludz­kiego ¿ycia,robimy to dla du¿ych pieniêdzy.- Nie ma bardziej czystych motywów, odrzuæcie wiêc wszelkie pretensje.- Nil mortifi, sine lucre.Pamiêtajcie.Nie ma zabijania bez zap³aty.Zastanowi! siê chwilê.- I zawsze wystawiajcie pokwitowanie - doda³.***- Czyli wszystko w porz¹dku - podsumowa³ Chidder.Teppic smêtnie pokiwa³ g³ow¹.W³aœnie dlatego Chidder tak ³atwo dawa³ siê lubiæ: posiada³ godn¹pozazdroszcze­nia umiejêtnoœæ niezastanawiania siê powa¿nie nad niczym, corobi³.Jakaœ postaæ ostro¿nie przekroczy³a otwart¹ bramê [7 Brama Gildii Skrytobójcówjest zawsze otwarta.Mówi siê, ¿e to dlatego, i¿ Œmieræ nigdy nie zamykainteresu, ale prawdziwym powodem jest to, ¿e zawiasy zardzewia³y przed wiekamii nikt jakoœ nie postara³ siê ich oczyœciæ.].Œwiat³o pochodni na portiernib³ysnê³o na jasnych lokach.- Czyli wam obu siê uda³o - odezwa³ siê Arthur, nonszalancko machaj¹c dyplomem.Arthur zmieni³ siê przez te siedem lat.Fakt, ¿e Wielki Orm ci¹­gle jakoœ niezdo³a³ wywrzeæ organicznej zemsty za brak pobo¿no­œci, wyleczy³ go zesk³onnoœci biegania z p³aszczem naci¹gniêtym na g³owê.Drobna budowa dawa³a muprzewagê w pewnych dzie­dzinach Sztuki, na przyk³ad dobrze siê spisywa³ ww¹skich tunelach.Wrodzona zdolnoœæ panowania nad gwa³townymi odruchami wy­sz³ana jaw pewnego dnia, gdy Fliemoe i jego kumple uznali, ¿e do­brze siê zabawi¹,podrzucaj¹c nowych ch³opców na kocu.Pierwsze­go wybrali Arthura.Dziesiêæsekund póŸniej dopiero wspólnym wy­si³kiem wszystkich obecnych w sypialni uda³osiê przytrzymaæ Ar­thura i oderwaæ mu palce od szcz¹tków krzes³a.Okaza³o siê,¿e jest on synem nie¿yj¹cego Secundusa Interparesa, jednego z najs³yn­niejszychskrytobójców w dziejach gildii.Synom poleg³ych skryto­bójców zawszeprzys³uguje stypendium.Owszem, czasami gildia dba³a o swoich cz³onków.Nikt nie mia³ w¹tpliwoœci co do wyniku egzaminu Arthura.Ch³opiec chodzi³ nadodatkowe lekcje i mia³ pozwolenie na u¿ycie naprawdê skomplikowanych trucizn.Prawdopodobnie zamierza³ zostaæ w gildii na studiach doktoranckich.Czekali we trójkê, dopóki dzwony nie wybi³y godziny drugiej.Zegarmistrzostwonie by³o w Ankh-Morpork mechanik¹ nazbyt pre­cyzyjn¹, poza tym ró¿nespo³ecznoœci w mieœcie mia³y w³asne po­gl¹dy na to, z czego siê sk³ada godzina,wiêc dzwony i gongi bi³y na wie¿ach przez dobre piêæ minut.Kiedy sta³o siê jasne, ¿e miasto osi¹gnê³o konsensus i zgodzi³o siê, ¿e jestju¿ po drugiej, ca³a trójka przesta³a w milczeniu wpatry­waæ siê we w³asnebuty.- To by by³o tyle - mrukn¹³ Chidder.- Biedny Cheesewright - doda³ Arthur.- Tragiczna historia, jeœli siê nad ni¹zastanowiæ.- Owszem.By³ mi winien cztery peny - zgodzi³ siê Chidder.- ChodŸcie.Coœ dlanas przygotowa³em.***Król Teppicymon XXVII usiad³ na ³Ã³¿ku i zas³oni³ rêkami uszy, ¿eby st³umiæ rykmorskich fal.Dziœ by³y wyj¹tkowo IIa³aœliwe.Zawsze hucza³y g³oœniej, kiedy czu³ siê nieswojo.Musia³ siê czymœ zaj¹æ, ¿ebyuwolniæ od nich swe myœli.Móg³by pos³aæ po Ptraci, swoj¹ ulubion¹ podrêczn¹.By³a niezwyk³a.Jej œpiew zawsze doda­wa³ mu otuchy.¯ycie wydawa³o siêpiêkniejsze, kiedy milk³a.Albo wschód s³oñca.Zawsze go pociesza³.Przyjemnie by³o siedzieæ opatulonym wkoc na najwy¿szym dachu pa³acu i patrzeæ, jak mg³y unosz¹ siê znad rzeki, awokó³ rozlewa siê z³ocista fala.Ogarnia³o go wtedy mi³e poczucie satysfakcji zdobrze wykona­nej pracy.Choæby nawet nie wiedzia³, w jaki sposób j¹wykonu­je.Wsta³ z ³Ã³¿ka, wsun¹³ sanda³y i wyszed³ z sypialni na szeroki ko­rytarz,prowadz¹cy do wielkich spiralnych schodów na dach.Kilka p³on¹cych trzcinowychpochodni oœwietla³o pos¹gi innych miejsco­wych bogów, malowid³a na œcianach,gdzie ruchliwe cienie ods³a­nia³y stwory o psich g³owach, rybich cia³ach ipajêczych ramionach.Zna³ te postacie od zawsze.Bez nich jego dzieciêce koszmary by³y­by ca³kiemnieukszta³towane.Morze.Morze widzia³ tylko raz w ¿yciu, jako ch³opiec.Nie­wiele z niegopamiêta³ - oprócz rozmiaru.I szumu.I mew.Przeœladowa³y go.Zdawa³o siê, ¿e du¿o lepiej sobie wszystko pouk³ada³y, temewy.Chcia³by powróciæ kiedyœ do tego œwiata jako jedna z nich.Oczywiœcie,jako faraon nie mia³ na to ¿adnych szans.Faraonowie nigdy nie wracaj¹.W³aœciwie to nigdy nie odchodz¹.***- Ale co to jest? - chcia³ wiedzieæ Teppic.- Spróbuj - zachêci³ Chidder.- Tylko spróbuj.Druga oka­zja ju¿ ci siê nietrafi.- Nie wypada tego marnowaæ - zgodzi³ siê uprzejmie Arthur, spogl¹­daj¹cna delikatny wzór na talerzu.- Co to takiego te czerwone?- To rzodkiewki - wyjaœni³ lekcewa¿¹co Chidder.- Nie one s¹ tu wa¿ne.No,dalej.Teppic siêgn¹³ po drewniany widelec i nabi³ cienki jak papier p³atek bia³ejryby.Szef squishi obserwowa³ go czujnie z min¹ ojca uczestnicz¹cego wpierwszych urodzinach syna.Podobnie, uœwia­domi³ sobie Teppic, jak wszyscyobecni w restauracji.Prze¿uwa³ ostro¿nie.Miêso by³o s³onawe, lekko gumowe, z de­likatnym posmakiemkana³u œciekowego.- Dobre?Kilku goœci zaczê³o klaskaæ.- Inne - przyzna³ Teppic.- Co to jest?- Naje¿ka g³êbinowa.- wyjaœni³ Chidder.- Ale spokojnie - do­da³, gdy Teppicstanowczo od³o¿y³ widelec [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl