[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dostrzegła nigdzie tabliczek z numerami, nie wiedziała więc, jak znajdzie adres podany przez Oswalda.Nic tutaj nie przypominało sali balowej ani nawet najskromniejszego klubu.Wszystkie domy wyglądały tak samo, podejrzanie i tajemniczo.Wreszcie wypatrzyła trzy kobiety w kostiumach wchodzące po niskich schodkach ku niepozornym drzwiom.Dwie, tak jak ona, nosiły maski, trzecia miała odkrytą twarz i prawie tak samo odkryty biust.Powiewały za nimi pióra i unosił się hałaśliwy śmiech.Helena ruszyła ich śladem.- To pewne, że on tam jest? - spytała swe towarzyszki ostatnia z kobiet.- Tak, bez wątpienia.Wiem od Jonatana, że obiecał przyjść.Zapłacono mu za danie pokazu.Rozkosznie wulgarne, prawda?- Sama bym mu zapłaciła za pokaz - oznajmiła wydekoltowana kobieta.Drzwi u góry schodów otworzyły się i stanął w nich mężczyzna o umięśnionym torsie, ogorzałej twarzy i bulwiastym nosie.Zmierzyłkobiety obojętnym wzrokiem i wyciągnął dłoń.Zachowując się, jakby miały w tym długą praktykę, dały mu kilka monet i kolejno zniknęły w drzwiach.Helena wzięła z nich przykład.Wewnątrz czekał tłum gości poprzebieranych w kostiumy, a służący w liberii truchtali w tę i z powrotem, odbierając od nich narzutki, płaszcze i peleryny.Ktoś zdjął Helenie płaszcz z ramion i natychmiast poczuła na sobie ciekawe spojrzenia współuczestników zabawy.Przejrzała się w wielkim lustrze.Jej francuska suknia balowa, którą wyszperała w szafach na strychu u lady Tilpot, chociaż uszyta według mody sprzed trzydziestu lat, prezentowała się okazale.Szeroka spódnica z różowego aksamitu układała się z tyłu w mały tren.Ciasno dopasowane rękawy związane nad łokciem były przybrane brukselską koronką.Z przodu aksamitna wierzchnia warstwa rozchylała się, odsłaniając haftowany złotem przodzik i dwa rzędy falban ze złotą lamówką.Helena uniosła wzrok ku niezwykle śmiałemu kwadratowemu dekoltowi.Nie mogła sobie wyobrazić lady Tilpot noszącej kiedykolwiek taką suknię.Ledwie potrafiła uwierzyć, że sama pokazała się w niej publicznie.Nigdy by się na to nie zdobyła, gdyby nie anonimowość zapewniona przez złotą maskę.Służący, niemy jak mim, wskazał obecnym, by ruszyli jego śladem.Poszli za nim, szepcząc i chichocząc jak dzieci, długim, słabo oświetlonym korytarzem woniejącym tanim olejem do lamp, drogimi perfumami i rozgrzanymi ciałami.Służący pchnął drzwi na końcu przejścia.Zalały ją światło i hałas, oślepiając i ogłuszając.Śmiechom i gwarom setek głosów towarzyszyły dźwięk instrumentów dętych i piszczenie skrzypiec.Kandelabry i żyrandole odbijały blask tysiąca świec, mieniąc się od atłasu i jedwabiu we wszystkich możliwych kolorach i odcieniach, od fryzur, rękawiczek, wachlarzy i masek udekorowanych piórami i futrem, prawdziwymi i sztucznymi klejnotami, nabijanych srebrem i złotymi drucikami.Ogromną salę balową zapełniały zwierzęta i postacie z książek i mitów, historii i dramatu.Nim Helena zdołała się rozejrzeć, porwał ją prąd napierających ciał.Wyciągała szyję, chcąc zobaczyć, co się dzieje na galerii dla minstreli, gdzie jeszcze większy tłum wychylał się przez barierki, trajkocząc i gorączkowo machając wachlarzami, by poruszyć duszne powietrze.Kieliszki dzwoniły, gdy szampan lał się z butelek obnoszonych przez zastęp lokajów.Oszołomiona naporem kłębiącej się masy ludzkiej, przeciskała się ku ścianie, próbując chwycić oddech.Ileż tu było ludzi! Ile ruchu! Ile hałasu i koloru!W jednym końcu sali wzniesiono podium.Właśnie stamtąd dochodziło skrzeczenie źle używanych instrumentów, których mistrzowie bardziej byli zajęci kobietami siedzącymi im na kolanach.Jeden z mężczyzn, przebrany za satyra, biegał jak szalony wśród tłumu, dmąc w róg.Motyl ze skośnie złamanym skrzydłem walił w klawisze fortepianu.Helena chłonęła ten widok, zszokowana i zafascynowana.Nie mogła uwierzyć, że naprawdę znajduje się na tych.bachanaliach! To wykraczało poza jej wszelkie doświadczenia, było jak ogród Vauxhall, tylko że całkiem oszalały! Musi się stąd wydostać.Iść stąd jak najszybciej.Znaleźć Oswalda i powiedzieć mu, że koniec z ich spotkaniami.Rozglądała się wkoło za arlekinem, a tłum popychał ją w głąb sali balowej.Panował taki ścisk, że z trudem mogła oddychać.Nagle, równie szybko, jak przedtem ją wessał, potok ludzki wyrzucił ją na pusty placyk pod galerią minstreli.Z ulgą padła na wolne krzesło pod ścianą.Hałas bębnił jej w uszach, a skóra zwilgotniała od oddechów setek obracających się ciał.- Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze! - Skandowanie zaczęło się gdzieś przed nią, a towarzyszyły mu wiwaty i hukanie.- Jeszcze? Niech was diabli wezmą, zjedlibyście człowieka żywcem, by dogodzić swym apetytom.Helena zesztywniała.Poznałaby ten głos wszędzie.Ramsey.Zaśmiał się, tyleż z rozbawieniem, co z wściekłością.- Więc zgoda.Kto następny?Helena wspięła się na palce, ale tłok był zbyt wielki, by mogła coś dojrzeć.- Obaj? Naraz? - Znów ten skrzeczący śmiech.- Właściwie czemu nie?Dlaczego by nie, u licha?Próbowała się przedrzeć przez tłum, ale nikt jej nie ustępował.Wreszcie wdrapała się na krzesło, by zobaczyć, co przykuwa uwagę wszystkich.Ramsey stał pośrodku ciasnego kręgu widzów, zrzuciwszy zarówno surdut, jak i kamizelkę.Biała koszula kleiła mu się do piersi, cała mokra od potu, a halsztuk z nieodłączną różą błyskającą spomiędzy zmiętych fałd wyglądał jak stryczek na szyi, czekający tylko, by się zacisnąć.Podwinął rękawy, odsłaniając przedramiona, prężące się, gdy zadawałrapierem błyskawiczne ciosy w powietrzu, niemal muskając twarze i postacie najbliżej stojących.Sykali, cofając się przed klingą a on z dzikim uśmiechem skupiał wzrok na czubku broni.Helena była pewna, że przewidział o grubość włosa, jak blisko przejdzie ten błyszczący czubek, nie drasnąwszy ciała.Wpatrywała się w Ramseya, zdumiona zmianą jaka w nim zaszła w ciągu zaledwie tygodnia.Jego skóra, zawsze blada, teraz wyglądała jak wyługowana i ostro kontrastowała z wilgotnymi czarnymi włosami lepiącymi mu się do szyi i czoła.Wydawał się dużo lżejszy, jak gdyby w całym jego ciele nie było żadnego miękkiego skrawka oddzielającego skórę od mięśni i kości.Tylko oczy zachowały intensywnie niebieski kolor gazowego płomienia.Zupełnie jakby diabeł wstąpił w gibkie ciało Ramseya, wyglądając przez jego piękne oczy i spalając go od środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]