[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dowód został odkryty - choć dopiero pod koniec dwudziestego wieku; był technicznie bardzo skomplikowany i wykorzystywał abstrakcyjne właściwości krzywych eliptycznych i innych nieznanych za czasów Fermata obiektów matematycznych.Uczeni nie wierzyli, by Fermat mógł znaleźć dowód w swojej epoce.Może popełnił błąd - a może zakpił sobie z przyszłych pokoleń.Aż nagle, w roku 2037, ku powszechnemu zdumieniu, uzbrojona jedynie w matematykę szkoły średniej czternastoletnia Bernadette Winstanley zdołała udowodnić, że Fermat miał rację.I kiedy wreszcie opublikowano dowód wielkiego twierdzenia Fermata, zaczęła się rewolucja w matematyce.ZEZNANIE PATEFIELDA: Oczywiście, różni dziwacy natychmiast skorzystali z okazji, żeby osobiście zajrzeć w historię.Jako naukowiec i racjonalista uważam za wielkie szczęście, że WormCam okazał się najznakomitszym stworzonym dotąd demaskatorem.Nie podlega więc już dyskusji, na przykład, że jakieś UFO rozbiło się w 1947 roku w Roswell, stan Nowy Meksyk.Ani jeden przypadek porwania przez obcych, jaki dotąd zbadano, nie był niczym więcej niż błędną interpretacją jakiegoś niewinnego zjawiska, często skomplikowaną przez psychicznie niezrównoważony umysł.Podobnie nawet strzęp dowodu nie potwierdził dotąd żadnego zjawiska paranormalnego, niezależnie od jego popularności.Systematycznie upadają całe gałęzie usług parapsychicznych, mediów, astrologów, uzdrowicieli, homeopatów i innych.Czekamy na dzień, kiedy punkty widzenia WormCamu sięgną aż do czasów budowy piramid, Stonehenge, geoglifów z płaskowyżu Nazca oraz innych źródeł „mądrości” i „tajemnicy”.A potem przyjdzie czas na Atlantydę.Być może zaczyna się nowa era - być może w niezbyt odległej przyszłości ludzkość wreszcie uzna, że prawda jest ciekawsza od złudzeń.Florencja, Włochy, 12 kwietnia 1506Bernice zdawała sobie sprawę, że jest tylko początkującym badaczem w biurze kustosza Luwru.Dlatego zdziwiło ją - i ucieszyło - kiedy zaproponowano, by sprawdziła pochodzenie jednego z najsłynniejszych obrazów w muzeum.Nawet jeśli wyniki badań mniej ją ucieszyły.Z początku wszystko szło łatwo.Obserwacje ograniczały się do murów samego Luwru: przed rozmazanymi tłumami zwiedzających, pilnowana przez pokolenia kustoszy, piękna dama siedziała w półmroku za płytą pancernego szkła i patrzyła, jak mija czas.Lata poprzedzające przeniesienie do Luwru okazały się ciekawsze.Bernice obejrzała przelotnie ciąg pięknych domów, pokolenia elegancji i władzy, przerywane okresami wojen, niepokojów społecznych i ubóstwa.Większość tych zdarzeń, aż po siedemnasty wiek, potwierdzała udokumentowaną historię obrazu.Potem - na początku wieku, ponad sto lat od przypuszczalnego powstania dzieła - pojawiła się pierwsza niespodzianka.Bernice patrzyła zdumiona, jak chudy, wygłodniały młody malarz stoi przed dwoma wiszącymi obok siebie kopiami słynnego malowidła - a potem, z wstecznym biegiem czasu, jednym pociągnięciem pędzla po drugim eliminuje kopię, która po wiekach trafiła do Luwru.Na krótko podążyła z czasem, śledząc los starszego „oryginału”, na podstawie którego namalowano wiszącą w muzeum kopię - tylko kopię, zwykłą replikę.„Oryginał” przetrwał nieco ponad dwieście lat, jak odkryła, i przepadł w wielkim pożarze w okresie rewolucji francuskiej.Wormcamowe studia ujawniły, że większość najsłynniejszych dzieł sztuki jest fałszerstwami albo kopiami - ponad siedemdziesiąt procent obrazów pochodzących sprzed dwudziestego wieku (i nieco mniejsza część rzeźb, prawdopodobnie z powodu większego nakładu pracy, niezbędnego do stworzenia kopii).Historia była niebezpieczną, niszczycielską drogą, którą niewiele rzeczy wartościowych pokonywało bez szwanku.Nic jednak nie wskazywało, by ten obraz, właśnie ten spośród wszystkich innych, mógł nie być prawdziwy.Wiadomo wprawdzie, że w różnych okresach i miejscach krążyło przynajmniej kilkanaście replik, ale Luwr dysponował ciągłą dokumentacją własności od chwili, kiedy artysta odłożył pędzel.Poza tym pod wierzchnią warstwą farby dało się wykryć ślady zmian kompozycji, wskazujące raczej na przerabiany i poprawiany oryginał niż na kopię.Ale przecież, domyśliła się Bernice, techniki kompozycji i dokumenty także można podrobić.Oszołomiona powróciła w głąb czasu, do tego brudnego pokoiku i pomysłowego malarza fałszerza.Po czym ruszyła śladem „oryginału”, który skopiował - dalej w przeszłość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]