[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo je to poruszy³o.Don Juan wyjaœni³ im, ¿eten, który sprzeciwi³ siê œmierci, i kobieta z koœcio³a to ró¿ne postaci tejsamej energii; kobieta z koœcio³a by³a jednak potê¿niejsza i bardziej z³o¿ona.Gdy ju¿ przejê³a kontrolê nad sytuacj¹, w jakiœ niejasny, z³owrogi sposób,typowy dla poczynañ dawnych czarowników, skorzysta³a z cia³a energetycznegoCarol Tiggs i stworzy³a jej postaæ z hotelu, Carol Tiggs z czystej intencji.Doda³, ¿e Carol i kobieta podczas swego spotkania mog³y dojœæ do pewnegorodzaju porozumienia energetycznego.W tej samej chwili jakaœ myœl uderzy³a najwidoczniej don Juana, bo spojrza³ zniedowierzaniem na swoje towarzyszki.Ich spojrzenia strzela³y na lewo i prawo,od jednej do drugiej.By³em pewien, ¿e nie szuka³y li tylko u siebiepotwierdzenia; odnios³em wra¿enie, ¿e jednoczeœnie uœwiadomi³y sobie to samo.– Wszelkie nasze spekulacje s¹ ca³kowicie bezu¿yteczne – powiedzia³ cicho ispokojnie don Juan.– Myœlê, ¿e nie ma ju¿ ¿adnej Carol Tiggs.Nie ma ju¿równie¿ kobiety z koœcio³a.Po³¹czy³y siê i odlecia³y na skrzyd³ach intencji;jak s¹dzê, w przód.Carol Tiggs z hotelu by³a tak zatroskana o swój wygl¹d,poniewa¿ by³a kobiet¹ z koœcio³a, za której spraw¹ œni³eœ o innej Carol Tiggs;o nieskoñczenie potê¿niejszej Carol Tiggs.Nie pamiêtasz, co mówi³a? “Œnij sw¹intencjê mnie.Zamierz mnie w przód!"– Co to oznacza, don Juanie? – zapyta³em oszo³omiony.– To oznacza, ¿e ta, która sprzeciwi³a siê œmierci, zobaczy³a ostateczn¹ drogêucieczki.Zabra³a ciê ze sob¹.Twój los jest jej losem.– To znaczy?– Jeœli siê wyzwolisz, ona wyzwoli siê razem z tob¹.– Jak zamierza to zrobiæ?– Poprzez Carol Tiggs.Ale nie martw siê o Carol – powiedzia³ don Juan, zanimzd¹¿y³em wyraziæ swoj¹ obawê.– Ona jest zdolna wykonaæ ten manewr i du¿owiêcej.Ogrom tego wszystkiego zacz¹³ tak mnie przyt³aczaæ, ¿e ju¿ czu³em na sobie jegomia¿d¿¹cy ciê¿ar.– Jak to wszystko siê skoñczy? – zapyta³em don Juana, gdy nieco rozjaœni³o misiê w g³owie.Nie odpowiedzia³.Przypatrywa³ siê mi, mierz¹c mnie od stóp do g³Ã³w.– Darem tej, która sprzeciwi³a siê œmierci, s¹ nieograniczone mo¿liwoœciœnienia – powiedzia³ wolno i z rozmys³em.– Jedn¹ z nich by³ twój sen o CarolTiggs w innym czasie, w innym œwiecie; rozleg³ym i bezkresnym; œwiecie, gdzieniemo¿liwe mo¿e siê staæ wykonalne.Nie oznacza to tylko i wy³¹cznie, ¿edoœwiadczysz tych wszystkich mo¿liwoœci; oznacza to równie¿ to, ¿e pewnego dniawszystkie je zrozumiesz.Don Juan wsta³ i ruszyliœmy w milczeniu w kierunku domu.Najró¿niejsze myœlit³oczy³y mi siê w g³owie.W³aœciwie nie by³y to myœli, lecz obrazy, mieszaninawspomnieñ o kobiecie z koœcio³a i Carol Tiggs mówi¹cej do mnie w ciemnoœcihotelowego pokoju.Kilka razy by³em bliski skondensowania tych obrazów wpoczucie mojego zwyk³ego ja, ale musia³em siê poddaæ; nie mia³em doœæ energii,by tego dokonaæ.Zanim doszliœmy do domu, don Juan zatrzyma³ siê i obróci³ siê do mnie twarz¹.Raz jeszcze przyjrza³ mi siê uwa¿nie, jakby szuka³ na moim ciele jakichœznaków.W tym momencie poczu³em, ¿e muszê wyjaœniæ mu pewn¹ sprawê, w której,moim zdaniem, bardzo siê myli³.– W hotelu by³em z prawdziw¹ Carol Tiggs – powiedzia³em.– Przez chwilê równie¿myœla³em, ¿e jest t¹, która sprzeciwi³a siê œmierci, ale po dok³adnymzastanowieniu nie mogê d³u¿ej podzielaæ tego pogl¹du.To by³a Carol.Znalaz³asiê w tym hotelu w jakiœ dziwny, niesamowity sposób, i ja równie¿ tam by³em.– Oczywiœcie, ¿e to by³a Carol – zgodzi³ siê don Juan.– Ale nie ta Carol,któr¹ obaj znamy.To by³a Carol ze snu; Carol stworzona z czystej intencji.Sampomaga³eœ kobiecie z koœcio³a snuæ ten sen.Jej sztuka polega³a na tym, ¿euczyni³a z niego ca³kowit¹ rzeczywistoœæ.To sztuka dawnych czarowników,najbardziej przera¿aj¹ca rzecz, jaka istnieje.Mówi³em ci, ¿e otrzymasznajdonioœlejsz¹ w ¿yciu lekcjê o œnieniu, czy¿ nie?– Jak myœlisz, co sta³o siê z Carol Tiggs? – zapyta³em.– Carol Tiggs odesz³a – odpar³ don Juan.– Ale pewnego dnia odnajdziesz now¹Carol Tiggs, tê z pokoju hotelowego z twego snu.– Co masz na myœli, mówi¹c, ¿e odesz³a?– Odesz³a z tego œwiata – powiedzia³ don Juan.Poczu³em nerwowe uk³ucie w splots³oneczny.Przebudza³em siê.Œwiadomoœæ samego siebie zaczyna³a stawaæ mi siêznajoma, ale jeszcze nie w pe³ni j¹ kontrolowa³em.Powoli przebija³a siê jednakprzez mg³ê snu; jej zacz¹tkiem by³a mieszanina nieœwiadomoœci tego, co siêdzieje, i z³owrogiego przeczucia, ¿e niezg³êbione czai siê tu¿ za rogiem.Na mojej twarzy musia³ siê malowaæ wyraz niedowierzania, poniewa¿ don Juandoda³ z naciskiem:– Takie jest œnienie.Powinieneœ ju¿ wiedzieæ, ¿e jego rozstrzygniêcia s¹ostateczne.Carol Tiggs odesz³a.– Ale, jak myœlisz, don Juanie, dok¹d odesz³a?– Tam, dok¹d odeszli czarownicy staro¿ytnoœci.Powiedzia³em ci, ¿e darem tej,która sprzeciwi³a siê œmierci, s¹ nieograniczone mo¿liwoœci œnienia.Niechcia³eœ niczego konkretnego, wiêc kobieta z koœcio³a podarowa³a ci coœabstrakcyjnego: mo¿liwoœæ wznoszenia siê na skrzyd³ach intencji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]