[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ileż czasu musieliby spędzić płatnerze Arscot w swych kuźniach, by wykonać z rudy, którą niesie, miecze, groty, łuski do pancerza, hełm.W końcu rzeczy, które nosił berra są już gotowe.Głupotą byłoby ich nie zabrać.Buran nie miał skrupułów.Stwierdził, że pewne rzeczy łatwiej będzie się niosło, gdy włoży je na siebie.A kusza! Toż to skarb! W podróży, która go czeka, przyda się nie raz, a jeśli dotrze do celu, będzie wspaniałym darem dla króla i wzorem dla rzemieślników.Zabrał wszystko prócz zwłok.Te, odziane w spodnie i pożółkłe płócienne ubranie chroniące przed zimnem i otarciami pozostawił.Spojrzał na nie raz jeszcze, chwycił za szmaty na karku i zawlókł na skraj przepaści.Po chwili, biała plama, koziołkując znikała i oddalała się w kierunku czerniejącej wody Zatrutego Jeziora.Tam, w dole, nie było już plaży.Dobrze, że nie zeszli z Graghiem do końca bo czekałoby ich w dole rozczarowanie.Buran był pewien, że Horgun wysłał więcej berra.Zastanawiał się teraz, czemu miał to szczęście i spotkał tylko tego.Brra było trzynastu.Tyluż było adeptów, którzy stawali się właściwymi strażnikami Horguna, dopiero po śmierci któregoś z pierwszej trzynastki.Ilu mógł wysłać w pogoń za mną.- zastanawiał się Buran.Teraz Horgun wiedział już o nim wszystko, czego mógł się dowiedzieć od jego niedawnych towarzyszy, a to znaczy nie wiele.Buran starał się nie wykazywać w służbie u Horguna swoimi prawdziwymi zdolnościami.Kilka zwycięskich bójek, najlepszy tropiciel.To wszystko.Nie! Jeszcze udana, niepostrzeżona ucieczka z Horghar z tajemnicami tego miejsca, a to już jest coś, co należy ocenić trochę wyżej i to zapewne utwierdziło Horguna w tym, jak niebezpieczny jest uciekinier.Rozglądał się teraz czujnie po ograniczonym widnokręgu.Niczego jednak nie dostrzegł.Zatoczył trochę szerszy krąg i po kilku chwilach uważnej obserwacji, zauważył potrącony kamień z niedoschłą jeszcze plamką wilgoci.Tuż obok, widoczny był dołek w mchu, z którego prawdopodobnie został strącony.Tu jeszcze nie doszedłem nim mnie zaatakował, więc nie są to moje ślady.Przeszli tędy rankiem, zanim zszedłem z bagienka Zendragha.Ten, którego spotkałem zamarudził gdzieś dłużej i zeszliśmy się.Zatem, pozostali są przede mną.Dobrze więc! Zapolujemy sobie!Zerknął po raz ostatni na plac boju, zakrył krew kawałkiem skały i posypał wyskrobanym ze szczeliny piaskiem.Nie dopatrzywszy się innych śladów świadczących o stoczonej walce i śmierci berry, ruszył przed siebie.Był ubrany jak berra i nie musiał się obawiać niespodziewanego ataku ze strony tamtych.Szedł pewnie, wypatrując ich śladów i ich samych.Na zielonej łasze mchu dostrzegł kilka przygniecionych miejsc.Jeszcze trzech - wysnuł wniosek i zwiększył czujność.Zdjął z ramienia kuszę, naciągnął ją i założył strzałę.Drugi bełt chwycił w zęby i tak przygotowany wypatrywał dalszych śladów.Muszę dopaść ich przed zmrokiem, jeśli nie chcę spędzić nocy bezsennej i bez ogniska.- pomyślał przyspieszając kroku.Do następnej kępy krzaków podszedł ostrożnie, bowiem wydało mu się, że słyszy odgłosy cichych stąpnięć.I rzeczywiście.Monotonnym krokiem, obliczonym na jak najdłuższy i okupiony jak najmniejszym wysiłkiem marsz, posuwały się w jego kierunku dwie czarne postacie.Szli wyprostowani i milczący.Widocznie nie znaleźli moich śladów i wracają do punktu wyjścia zacząć poszukiwania od nowa.Buran zmierzył z kuszy i wypuścił strzałę.Niestety trafił nie tego, do którego strzelał.- Kur bas.Dobrze, że w ogóle trafiłem - szepnął pod nosem i bez chwili wahania naciągnął kuszę powtórnie i nałożył drugi bełt.Drugi z nadchodzących leżał plackiem za ciałem kompana i wrzeszczał ile sił:- Horgun! Horgun!.- Zamknij się ryju Horgunowy, bo duch tego trupa, za którym leżysz ogłuchnie i z zemsty, co noc będzie ci pierdział do ucha!! - krzyknął Buran, ciesząc się, że miał wreszcie okazję skorzystać z daru mowy, po czym runął przez zarośla w kierunku wrzeszczącego berry.Tamten zamknął się na chwilę, lecz zaraz zaczął od nowa:- Horgun! Horgun! - wył, gorączkowo próbując ściągnąć z pleców kuszę.Kiedy wreszcie zerwał broń, przewrócił się na plecy i usiłował ją napiąć.Gdy spostrzegł, że nie zdąży, poderwał się na nogi wyszarpując miecz.Buran uniósł kuszę do biodra i zwolnił zaczep.Strzała trafiła w oko i wyskoczyła odarta z pierzastych lotek po drugiej stronie stalowego hełmu.Wzniesiony miecz upadł za plecami strażnika i zniknął pod jego walącym się ciałem.Oczy Burana, śledzące upadające ciało dostrzegły, że dziesięć kroków dalej, zasłonięty dotąd przez kompana, stoi trzeci berra, który musiał w międzyczasie nadbiec niezauważony.Buran poderwał głowę w momencie, gdy tamten uniósł kuszę i wymierzył w niego.Nie było już czasu, by choćby wspomnieć swoje życie.Buran, jak błyskawica obrócił się plecami do strzelającego.Usłyszał tylko łupnięcie wyrzucającej pocisk stalowej cięciwy i nim ten głos przebrzmiał, coś chrobotnęło za jego plecami.Nie poczuł ani bólu, ani niesprawności ciała.Był cały i nieuszkodzony.Gdy odruchowo pochylił się do przodu i przydepnął kuszę do ziemi, by ją napiąć, dostrzegł leżący na ziemi bełt z lekko spłaszczonym grotem.Dzięki ci Ksamor.Pocisk trafił w wór z rudą, przytroczony do moich pleców.Sięgnął po błyskawicznie po leżący między nogami bełt, a odwracając się do przeciwnika z napiętą bronią, umieścił go w rowku przed cięciwą.Tamten widząc swoje niepowodzenie, starał się wyprzedzić działania Burana.Jednak nim Buran ruszył w jego kierunku, zdążył tylko napiąć swoją broń.Buran nie mógł sobie pozwolić na niecelny strzał, a widział, że ma jeszcze czas, by podejść bliżej.Po drodze zrzucił na ziemię plecak ciążący mu na grzbiecie, pozbywając się ciężaru utrudniającego dalsze działanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]