[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawa³o siê, ¿e druid go us³ysza³.Podniós³ siê z trudem i rzuci³ w bok w tymsamym momencie, gdy trysn¹³ czerwony p³omieñ.I zanim Dagda Mor zdo³a³ u¿yæponownie swej broni, Allanon by³ ju¿ przy nim.Demon próbowa³ cofn¹æ ber³o, alepalce druida ju¿ siê na nim zacisnê³y.Allanon poczu³ straszny ból wywo³anydotykiem obcej magii.Ale w tej samej chwili zaczê³a go chroniæ jego w³asnamagia i ból znikn¹³.Walczyli teraz, staraj¹c siê przej¹æ ber³o.Czerwieñ ib³êkit toczy³y ze sob¹ œmiertelny pojedynek, walczy³y te¿ cia³a i miêœnie.Wydawa³o siê, ¿e stoj¹ nieruchomo, lecz dwie wielkie potêgi zmaga³y siê wniewidocznym dla innych starciu.W pewnej chwili Allanon zebra³ ca³¹ sw¹ si³ê i uderzy³ b³êkitnym ogniem.P³omienie trysnê³y z jego d³oni, dosiêg³y ber³a, gasz¹c jego czerwieñ, iuderzy³y w Dagdê Mora.Oczy demona rozszerzy³y siê z przera¿enia.Potwórkrzykn¹³ g³oœno i przeraŸliwie.W tym samym momencie Allanon napar³ na zgiêtecia³o przeciwnika i zmusi³ go do uklêkniêcia, naciskaj¹c swymi mocarnymiramionami.Z gardzieli demona ponownie doby³ siê ryk nienawiœci i przera¿enia.Rozpaczliwie usi³owa³ wyzwoliæ siê z r¹k druida i spod dzia³ania jego magii.Ale d³onie Allanona œciska³y jak dwa straszne imad³a ze stali, przygniataj¹cmu rêce do ber³a.Dagda Mor zatrz¹s³ siê i wrzasn¹³ straszliwie.Potem wrzaskprzeszed³ w charkot i rzê¿enie, a po chwili zamilk³ zupe³nie i oczy demonazasz³y mg³¹.Teraz ogieñ druida prze³ama³ czerwon¹ obronê Magicznego Ber³a iprzeszed³ z ³atwoœci¹ przez cia³o Dagdy Mora.Ogarnia³ go powoli ca³ego,nabrzmiewa³, a¿ w koñcu potwór eksplodowa³ w ogniu i krwawych szcz¹tkach, którenatychmiast sp³onê³y.Z najpotê¿niejszego demona z³a pozosta³ jedynie popió³.Nad Carolanem zaleg³a absolutna cisza.Allanon sta³ samotnie, trzymaj¹c wrêkach Ber³o Mocy.Patrzy³ na ten kawa³ek drewna, kiedyœ tak potê¿ny istraszny, a teraz sczernia³y, dymi¹cy i bezu¿yteczny.Potem po³ama³ je iodrzuci³ ze wstrêtem na trawê.Odwróci³ siê w kierunku Ogrodów ¯ycia i zagwizda³ na Artaqa.Czarny rumakoderwa³ siê od elfijskich szeregów i podbieg³.Allanon wiedzia³, ¿e pozosta³omu ju¿ tylko kilka chwil.Jego moc odesz³a, a na nogach trzyma³ siê si³¹ swej¿elaznej woli.Œciana ognia, która powstrzymywa³a demony, dogasa³a ju¿zupe³nie.A one gromadzi³y siê i t³oczy³y, patrz¹c na niego g³odnymi œmierciœlepiami.Czeka³y, co stanie siê dalej.Dagda Mor nie ¿y³, ale to nie mog³o ichca³kowicie powstrzymaæ.Naprawdê liczy³a siê dla nich tylko œlepa nienawiœæ doelfów.Druid spojrza³ w te œlepia i uœmiechn¹³ siê ponuro.Zatrzymywa³ jeteraz tylko strach przed nim.Gdy strach minie, rozerw¹ go na strzêpy izaatakuj¹ elfijska armiê.Artaq tr¹ci³ go pyskiem i zar¿a³ cicho.Ze wzrokiem utkwionym w czarn¹, gotow¹do ataku masê, Allanon cofn¹³ siê dwa kroki i chwyci³ rumaka za grzywê.Wspi¹³siê na siod³o, krzycz¹c w œrodku z bólu.Pociemnia³o mu w oczach, ale zawróci³Artaqa i na pozór spokojnie i pewnie, ruszy³ w kierunku elfijskich szeregów.By³ to okropny powrót.Artaq szed³ stêpa, gdy¿ k³us by³by nie do zniesienia dlajeŸdŸca.Kopyto za kopytem, powoli.Ogrody ¯ycia zbli¿a³y siê coraz bardziej.K¹tem oka Allanon dostrzeg³ ruch w szeregach demonów.Kilka przedziera³o siêju¿ z wrzaskiem przez s³abn¹c¹ liniê ognia.Inne rusza³y natychmiast za nimi.Mag uchwyci³ siê mocno siod³a.Ju¿ zaraz, pomyœla³, jeszcze tylko chwila.I w tym momencie demony rzuci³y siê z rykiem do przodu.Druid wiedzia³, ¿e wtym tempie nie zd¹¿y dojechaæ do Ogrodów ¯ycia.Nie mia³ wiêc wyboru.Spi¹³konia ostrogami i ruszy³ galopem.Piêkny rumak pêdzi³ przez Carolan, Allanonzaœ cierpia³ katusze, gdy¿ ból przeszywa³ ca³e jego cia³o.Wytrzyma³ jednak, a¿ do chwili, gdy Artaq min¹³ linie elfijskiej obrony iwjecha³ do Ogrodów ¯ycia.Powita³y go radosne okrzyki i wiwaty elfów, trolli ikar³Ã³w.Nawet tutaj, choæ ju¿ bezpieczny, Allanon nie zsiad³ z konia.Jego ¿elazna wolautrzymywa³a go wci¹¿ w siodle.Twarz mia³ mokr¹ od potu.Obejrza³ siê za siebiei ujrza³ podchodz¹ce coraz bli¿ej hordy demonów.Obroñcy obsadzili mury iprzygotowywali siê do walki.Mo¿e teraz maj¹ jak¹œ szansê, pomyœla³ Allanon.A przynajmniej im j¹ da³em.Nagle rozleg³ siê g³oœny okrzyk i wszyscy spojrzeli gdzieœ w b³êkit nieba.— Genewen! To jest Genewen! — powiedzia³ z uœmiechem Dayn, który sta³ obokdruida.Allanon podniós³ oczy.Daleko na po³udniu, s³abo jeszcze widoczna na jasnymtle b³êkitnego nieba, skrzy³a siê z³ociœcie sylwetka ptaka, który ³agodnymlotem obni¿a³ siê ku Arborlon.LIIWil Ohmsford patrzy³ w dó³ z przera¿eniem.Jasne œwiat³o s³oñca razi³o go woczy, a w nim samym wci¹¿ p³onê³a gor¹czka.By³ s³aby, poci³ siê obficie ikrêci³o mu siê w g³owie.Cia³em, owiewanym podmuchami lodowatego wiatru,targa³y dreszcze.Genewen lecia³ nad zielon¹ Westlandi¹.Wil by³ zabezpieczonyskórzanymi pasami, a jego ramiê zosta³o mocno zabanda¿owane.Przed nim siedzia³Perk, który z wielk¹ sprawnoœci¹ prowadzi³ wielkiego roka.Miejsce obokskrzydlatego jeŸdŸca zajmowa³a otulona ciep³o Amberle, a za Wilem siedzia³aEretria i obejmowa³a go mocno.Wil odwróci³ siê i spojrza³ w czarne oczydziewczyny.Pod nimi zaœ rozci¹ga³ siê Arborlon.Nie by³ to jednak widok, który radowa³byich serca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]