[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O czym ty myœlisz, Esme? - spyta³a niania Ogg.- Myœlisz, ¿e poœl¹ j¹ na balw dyni? I pewnie jeszcze zaprzêgniêtej w parê myszy? Hê, hê, hê.Przez myœli babci przemknê³o wspomnienie o wê¿owych ko­bietach.Zawaha³a siê.Ale przecie¿ mia³y za sob¹ mêcz¹cy dzieñ.A kiedy siê dobrze zastanowiæ, toprzecie¿ œmieszne.- No dobrze - ust¹pi³a.- Ale poszalenie absolutnie nie wcho­dzi w grê.Zrozumiano?- Tam s¹ tañce - stwierdzi³a niania.- I pewnie drinki z bananami - doda³a Magrat.- Istnieje taka szansa.Jedna na milion, owszem - przyzna³a ra­doœnie niania.***Lilith de Tempscire uœmiechnê³a siê do siebie w podwój­nym zwierciadle.- Alem przera¿ona - powiedzia³a g³oœno.- Nie ma karocy, nie ma sukni, nie makoni.Co ma pocz¹æ biedna matka chrzest­na? Alem przera¿ona.I prawdopodobniejeszcze laboga.Otworzy³a niewielki skórzany futera³, w jakim muzyk móg³by przechowywaæ swójnajlepszy flet.W futerale le¿a³a ró¿d¿ka, identyczna z t¹, jak¹ nosi³a Magrat.Lilith wyjê³aj¹ i przekrêci³a, przesuwaj¹c z³ote i srebrne pierœcienie na nowe pozycje.Szczêka³y jak najpaskudniejszy mechanizm pump-action.- A mnie biednej zosta³a tylko dynia.Ró¿nica miêdzy obiektami œwiadomymi i nieœwiadomymi po­lega na tym, ¿e chocia¿trudno jest przemieniæ te pierwsze, nie jest to ca³kiem niemo¿liwe.To tylkokwestia zmiany psychicznego ka­na³u.Za to obiekty pozbawione œwiadomoœci, jakna przyk³ad dy­nia - a trudno wyobraziæ sobie coœ mniej œwiadomego od dyni -nie mog³y byæ przemienione ¿adn¹ magi¹ prócz czarodzicielstwa.Chyba ¿e moleku³y pamiêta³y czas, kiedy jeszcze nie byty dyni¹.Lilith rozeœmia³a siê, a miliard odbitych Lilith œmia³ siê wraz z ni¹ wzd³u¿ca³ej krzywej lustrzanego wszechœwiata.***T³ustej Pory Obiadowej nie œwiêtowano ju¿ w centrum Genoi.Ale w ubogichdzielnicach otaczaj¹cych wysokie bia³e budynki zabawa trwa³a w najlepsze.By³ysztuczne ognie.Byli tancerze, po³ykacze ognia, pióra i cekiny.Czarownice, dlaktórych prosta rozrywka oznacza³a do tej pory taniec morris, przygl¹­da³y siêtemu z otwartymi ustami.Sta³y w t³umie na chodniku, a obok przechodzi³y gwarneparady.- Tam tañcz¹ szkielety! - zdumia³a siê niania Ogg, kiedy przed nimi przesz³owiruj¹c kilkunastu koœcistych tancerzy.- Wcale nie.To ludzie w czarnych kostiumach z namalowany­mi koœæmi -uœwiadomi³a j¹ Magrat.Ktoœ szturchn¹³ babciê Weatherwax.Podnios³a g³owê i spoj­rza³a prosto wuœmiechniêt¹ szeroko twarz czarnego mê¿czyzny.Po­da³ jej glinian¹ flaszkê.- Poczêstuj siê, skarbie.Babcia wziê³a naczynie, zawaha³a siê przez moment, po czym wypi³a ³yk.Tr¹ci³aMagrat i wrêczy³a jej butelkê.- Frght!! Gizeer! - powiedzia³a.- Co? - spyta³a Magrat, przekrzykuj¹c ha³as orkiestry.- Ten cz³owiek chce, ¿ebyœmy spróbowa³y i poda³y dalej - wy­jaœni³a babcia.Magrat przyjrza³a siê szyjce butelki.Spróbowa³a dyskretnie wy­trzeæ j¹ ospódnicê, mimo oczywistego faktu, ¿e wszelkie ¿yj¹ce tam zarazki ju¿ dawno bysiê spali³y.Zaryzykowa³a niewielki ³yczek i pod­sunê³a naczynie niani Ogg.- Kwizathuugner! - powiedzia³a i otarta oczy.Niania podnios³a butelkê do ust.Po chwili Magrat szturchnê­³a j¹ nerwowo.- Mamy j¹ chyba podaæ dalej - przypomnia³a.Niania otar³a wargi i przekaza³a o wiele l¿ejsz¹ butelkê pierw­szej z brzeguwysokiej postaci po swojej lewej stronie.- Pij pan - zaprosi³a.DZIÊKUJÊ BARDZO.- £adny masz pan kostium.Te koœci s¹ œwietnie namalowane.Po czym wróci³a dopodziwiania ¿ongluj¹cych po³ykaczy ognia.I wtedy dopiero dokona³a pewnychmyœlowych skojarzeñ.Obejrza­³a siê, ale obcy ju¿ odszed³.Wzruszy³aramionami.- Co dalej robimy? - zapyta³a.Babcia Weatherwax patrzy³a nieruchomo na grupê tancerzy wychylaj¹cych siê doty³u tak, ¿e niemal dotykali g³owami ziemi.Wiele tañców w paradach ma pewn¹cechê wspóln¹: wyra¿aj¹ wprost to, co takie na przyk³ad gaiki jedynie sugeruj¹.I os³aniaj¹ to cekinami.- Nigdy ju¿ nie bêdziesz siê czu³a bezpiecznie w wychodku, co? - zaœmia³a siêniania.U jej stóp siedzia³ sztywno Greebo i przygl¹da³ siê tañcz¹cym kobietom, okrytymjedynie piórami.Próbowa³ wymyœliæ, jak powi­nien siê wobec nich zachowaæ.- Nie.Myœla³am o czymœ innym.Myœla³am o tym.jak dzia³aj¹ opowieœci.Ateraz.Myœlê, ¿e chêtnie bym coœ zjad³a - t³umaczy³a s³a­bym g³osem babcia.Opanowa³a siê.-Ale jakieœ normalne potrawy, nie coœ wygrzebanego z dna stawu.I nie ¿yczê sobie tego.tego cuisine.- Nie masz ochoty na przygodê, babciu? - wtr¹ci³a Magrat.- Nie mam nic przeciwko przygodom.Z umiarem - odpar³a babcia.- Ale nie przyjedzeniu.- Po drodze mija³yœmy gospodê, gdzie podaj¹ sandwicze z ali­gatora.- Nianiaodwróci³a siê od parady.- Dacie wiarê? Aligatory w kanapce?- To mi przypomina pewien ¿art - rzek³a babcia Weatherwax.Coœ j¹ drêczy³o,lecz nie mog³a sobie przypomnieæ, co to ta­kiego.Niania Ogg zakaszla³a, ale bez skutku.- Otó¿ pewien lew zebra³ zwierzêta.- zaczêta babcia, by za­g³uszyænarastaj¹cy niepokój.- I by³a tam ¿aba.Lew przemówi³, a ¿aba kaza³aalejgatorowi siê wynosiæ.- Moim zdaniem pakowanie aligatorów do kanapek jest okru­cieñstwem -oœwiadczy³a Magrat wœród martwego milczenia.- A ja zawsze powtarzam, ¿e œmiech to zdrowie - stwierdzi³a niania.***Lilith uœmiechnê³a siê do Elli stoj¹cej ¿a³oœnie miêdzy dwo­ma wê¿owymikobietami.- I suknia ca³kiem podarta - powiedzia³a.- A przecie¿ drzwi do pokoju by³yzamkniête na klucz.No, no.Jak mog³o do te­go dojœæ?Ella wpatrywa³a siê w pod³ogê.Lilith uœmiechnê³a siê do sióstr.- Có¿ - westchnê³a.- Musimy sobie radziæ z tym, co mamy do dyspozycji.Hm.Przynieœcie.Przynieœcie dwa szczury i dwie my­szy.Wiem, ¿e zawszepotraficie znaleŸæ szczury i myszy.Aha, i jesz­cze du¿¹ dyniê.Rozeœmia³a siê.Nie ob³¹kanym, piskliwym œmiechem z³ej wró¿­ki, która w³aœniezosta³a pokonana, ale uprzejmie, jak ktoœ, kto do­cenia dobry ¿art.Z namys³em spojrza³a na ró¿d¿kê.- Ale najpierw.- teraz wbi³a wzrok w blad¹ twarz Elli - przy­prowadŸcie tychniedobrych ludzi, którzy pozwolili sobie na pijañ­stwo.Okazali brak szacunku.A jeœli nie ma siê szacunku, nie ma siê niczego.Stukanie ró¿d¿ki by³o w kuchni jedynym s³yszalnym dŸwiêkiem.***Niania Ogg puknê³a w wysok¹ szklankê.- Nie mam pojêcia, po co wk³adaj¹ do tegoparasolkê - oœwiadczy³a, po czym wyssa³a koktajlow¹ wisienkê na pa­tyczku.-Znaczy co, nie chc¹, ¿eby zmok³o?Uœmiechnê³a siê szeroko do Magrat i babci, które ponuro ob­serwowa³yœwiêtuj¹cych.- Nie martwcie siê tak - powiedzia³a.- W ¿yciu nie widzia³am pary takichsmêtnych twarzy.- To czysty rum, co pijesz - zauwa¿y³a Magrat [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl