[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dobrze się składa, bo będziemy mogły przemknąć na górę, nie zwracając niczyjej uwagi - rzekła księżna z uśmiechem.- Ucałowała Petrinę w policzek i dodała: - Dobranoc, kochanie.Nie czekaj na mnie.Wiesz, że wchodzę po schodach bardzo powoli.- Dobranoc pani - odrzekła Petrina dygając, a gdy zobaczyła, że księżna zaczyna powoli wspinać się na schody, odezwała się: - W błękitnym saloniku jest książka, którą chciałabym przeczytać.Pójdę po nią.Wiedziała, że nikogo w tym pokoju nie spotka.Wzięła książkę i czasopisma, które zaczęła przeglądać rano.Właśnie zmierzała w stronę drzwi, kiedy nagle zapragnęła wyjść na świeże powietrze.Była przekonana, że po położeniu się do łóżka długo nie zaśnie.Przez dwa ostatnie dni było bardzo gorąco, nawet jazda po parku nie sprawiała przyjemności, dlatego przyszła jej ochota ochłodzić się nocnym powietrzem.Petrina odłożyła książki, odsunęła ciężkie aksamitne zasłony i wyszła na taras.Znalazłszy się na zewnątrz usłyszała dobiegające z salonu głosy oraz męski śmiech z jadalni, bo okna obu pomieszczeń wychodziły na ogród.Zeszła po schodach na trawnik.Dokoła panował orzeźwiający chłód.Gdy wyszła z zasięgu świateł, padających z okien pałacu, dostrzegła księżyc i gwiazdy, których blask był wystarczający, żeby odnaleźć drogę.Przypomniała sobie ogrodową ławeczkę, na której siedziała z hrabią tej pamiętnej nocy po wycieczce do domu Mortimera Sneldona.Zamierzała tam właśnie usiąść i przestać myśleć bez końca o lady Izoldzie i Yvonne Vouvray.Przecież było tyle innych spraw, którymi mogłaby się zająć.Ponieważ była zakochana, pragnęła wydać się hrabiemu najmądrzejsza i najpiękniejsza.On był taki inteligentny, więc niejednokrotnie musiał czuć się znudzony jej ignorancją w wielu sprawach.Nie doceniając własnych zalet, Petrina była przekonana, że lady Izolda zna się na polityce i na wyścigach, i w ogóle przewyższa ją pod każdym względem.- Ja też postaram się być taka! - mówiła do siebie Petrina.Książka, którą zamierzała wziąć na górę i czytać w łóżku, dotyczyła hodowli koni rasowych, a zwłaszcza wyścigowych.Gdy odszukała wzrokiem znajomą ławeczkę, spostrzegła ze zdumieniem że ktoś nagle z niej się podniósł i ukrył w krzakach.stanęła jak wryta.- Kto tam? - zawołała.- Nie było odpowiedzi.- Widziałam cię, więc nie ma po co się chować - dodała.Sądziła, że to któryś ze służących wyszedł się ochłodzić, mimo iż nie wolno im było kręcić się po ogrodzie.Podeszła do ławki i w niezbyt gęstych krzewach ujrzała stojącą postać.- Proszę stamtąd wyjść - rzekła rozkazującym tonem.- Bo inaczej zawołam lokaja, żeby cię stamtąd wyciągną.Krzaki zaszeleściły i wynurzył się z nich mężczyzna.Nie widziała dokładnie jego twarzy, lecz była przekonana, że to ktoś obcy, a nie służący.- Kim pan jest? - zapytała.- I co pan tutaj robi?- Proszę mi wybaczyć - odpowiedział.- Chyba pan wie, że wdarł się pan do cudzego ogrodu.- Tak i już stąd znikam.Petrina spojrzała na niego niepewnie, a potem dodała:- Jeśli jest pan złodziejem lub włamywaczem, nie pozwolę na to.- Proszę mi wierzyć, panno Lyndon, że nie zamierzam nic ukraść.- Pan wie, jak się nazywam? - zapytała.- Tak.- Proszę mi wyjaśnić, po co i w jaki sposób pan się tu dostał?- Wolałbym nie odpowiadać na te pytania, ale może pani być przekonana, że żadna szkoda materialna nie wyniknie z mojej tu obecności i mogę natychmiast się ulotnić, jeśli pani sobie tego życzy.- Co pan rozumie przez ,,materialną szkodę’’? - zapytała.Nieznajomy uśmiechnął się, a ona spostrzegła, że młody, może dwudziestokilkuletni, i porządnie ubrany.Choć nie widziała go dokładnie, orientowała się, że nie wygląda na dżentelmena.- Kim pan jest? - powtórzyła pytanie.- Nazywam się Nicholas Thornton, lecz moje nazwisko nic pani nie powie.- Czym się pan zajmuje?- Jestem reporterem.- Pan jest reporterem - powtórzyła jak echo, a potem dodała: - Więc jest pan tu po to, żeby zrelacjonować, co się dzieje dzisiejszego wieczoru? Jestem pewna, że hrabia nie byłby z tego powodu zadowolony.To prywatne przyjęcie.Wiedziała, że kiedy książę regent przebywa w gronie przyjaciół, zachowuje się szczególną ostrożność, żeby szczegóły spotkania nie dostały się do prasy.- Mogę panią zapewnić, panno Lyndon - powiedział uśmiechając się Nicolas Thornton - że udział jego królewskiej mości w tym przyjęciu nie jest głównym powodem mojej obecności.- A więc co? - zainteresowała się Petrina.- Tego nie mogę pani wyjawić - rzekł.- Byłbym jednak bardzo wdzięczny, gdyby pozwoliła mi pani tu zostać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]