[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważył ją i znieruchomiał.Troska zastąpiła zaskoczenie.Ściągnął grube czarne brwi.- Ariel? Co się stało? - Ruszył ku niej.Wystarczyły trzy długie kroki izatroskany objął dłońmi jej ramiona.- Nic ci nie jest?Zwilżyła drżące wargi.- Musiałam przyjść.Zobaczyć się z tobą.- Ariel.kochanie.powiedz mi, co się wydarzyło.- Wszystko w porządku.Ja tylko.nie chcę, żebyś wyjechał.Milczał przez dłuższą chwilę.- Nie rozumiem.- Ja też nie za bardzo.Wiem tylko, że nie chcę, byś jutro wyjechał.Chcę, żebyś został tu ze mną.Wyraz twarzy Justina zmienił się.Teraz malowała się na niejstanowczość.- Wiesz, dlaczego wyjeżdżam.Nawet ty nie jesteś aż tak naiwna.Zarumieniła się lekko, ale nie odwróciła wzroku.- Wiem.Wyjeżdżasz, żeby znaleźć się daleko ode mnie, ponieważpróbujesz mnie chronić.Nie chcesz mnie skrzywdzić.W niewiarygodnie szarych oczach pojawiło się na chwilę zmieszanie.Po chwili nie było już wszakże po nim śladu.- Wyjeżdżam, gdyż cię pożądam.Jeśli zostanę, prędzej czy późnejzaciągnę cię do łóżka.Czy naprawdę tak by postąpił? Nie, gdyby tego nie chciała.Wiedziałajuż teraz, iż może mu ufać.- Tak bardzo mnie pragniesz, Justinie? Zacisnął szczęki.- Wiesz, że tak.- Więc kochaj się ze mną.Teraz.Jeszcze tej nocy.Na chwilę źrenice jego oczu zapłonęły, potrząsnął jednak z wolnagłową.- Nie wiesz, co mówisz.Wyciągnęła rękę i położyła mu ją na piersi.- Mylisz się, Justinie.Wiem.- I naprawdę tak było.Po raz pierwszy,odkąd wstała z łóżka, uświadomiła sobie z całą mocą, co skłoniło ją, byprzyszła do jego pokoju, podjęła ryzyko.Wiedziała, że właśnie tego chce.- Kiedy anulowałeś mój dług, zwróciłeś mi wolność.Pozwoliłeś, bympodejmowała własne decyzje, dokonywała samodzielnych wyborów.Wybieram więc to, czego oboje pragniemy.Justin wpatrywał się w nią, jakby była kimś innym, inną kobietą.- Nie mówisz poważnie.Przeciwstawiałaś się temu od dnia, gdy siępoznaliśmy.- Mówię absolutnie poważnie.I jestem tego pewna, jak niczego wcałym moim życiu.Kochaj się ze mną, Justinie.proszę.Minęło kilka długich, pełnych niepewności sekund.Nagle ciałemJustina wstrząsnął dreszcz.Mężczyzna objął Ariel w talii i przyciągnął kusobie.Pierś nadal miał mokrą od deszczu.Czuła, jak mocno bije mu serce.Bryczesy moczyły jej szlafrok, lecz o to nie dbała.Podczas długichwieczornych godzin wszystko stało się jasne.Od tej chwili będziepostępowała tak, jak nakazuje jej serce, nieważne, co się stanie i ilebędzie ją to kosztować.Justin wpatrywał się w twarz Ariel, badając wzrokiem rysy,zaglądając w oczy, jakby chciał wejrzeć w głąb jej duszy.Wreszciepochylił głowę i pocałował ją.Był to najbardziej gwałtowny, a zarazemczuły pocałunek, jakiego doświadczyła.Mówił wszystko to, co chciałausłyszeć i czego zapewne nigdy nie usłyszy.Odpowiedziała z całą świeżouświadomioną miłością i, Boże, było to takie słuszne, tak dobre.Musnęławargami kącik jego ust, a potem szyję, nagie ramiona.Poczuła, że drży.Zaczerpnął oddechu, ujął Ariel delikatnie pod brodę i zmusił, aby naniego spojrzała.- Jesteś pewna?Absolutnie, pomyślała.Kocham cię.Nie powiedziała tego jednak.Niebyłby w stanie poradzić sobie z takimi emocjami.Jeszcze nie.Samadopiero co nauczyła się je akceptować.- Jestem, Justinie.Otoczyła ramionami jego szyję, zanurzyła palce w mokre czarnewłosy, przyciągnęła go ku sobie i całowała, wdychając piżmowy, męskizapach, aż twarde wargi Justina zmiękły pod dotykiem jej ust.Całował jągłęboko, namiętnie, jakby nie mógł się tym nasycić.Ich ciepłe oddechymieszały się, wilgotne wargi przywierały do siebie.Ariel zachwiała się,zdumiona tym, jak dobrze pasowały do siebie ich ciała.Czuła siębezpiecznie, przytulona do jego masywnej, szerokiej klatki piersiowej.A potem już ją podnosił.Z Ariel w ramionach wrócił do sypialni,położył ją na wielkim łożu z baldachimem i zerwał z niej satynowyszlafrok.Pociągnął za tasiemkę bawełnianej nocnej koszuli, a potem zdjąłją Ariel przez głowę.Spłonęła rumieńcem, zawstydzona, lecz nie zrobiłanic, aby się zakryć.Jakżeby mogła, dostrzegłszy w jego szarych oczachbłysk uznania? Rozwiązał wstążkę na końcu luźno zaplecionegowarkocza i przeczesał palcami jasne włosy, rozpościerając je wokół jejramion.- Jesteś piękna - powiedział głosem niskim i ochrypłym.- Piękniejsza,niż sądziłem.- Przesunął palcem wzdłuż linii szczęki, a potem szyi ibarku.Dotknął sutka i Ariel poczuła, że ogarniają fala ciepła.Pochylił sięi całował ją, długo i namiętnie.Objąwszy dłonią pierś, pieścił gładkąpółkulę, aż nabrzmiała pod dotykiem jego palców.Opuści! Ariel na chwilę, by zgasić lampę na komodzie i zdjąćprzemoczone bryczesy oraz buty, a potem dołączył do niej, nadalwilgotny i zziębnięty.Pochylił sięnad Ariel i jął wpatrywać w nią intensywnie szarymi oczami.- Wiem, że powinienem cię odesłać.Gdybym nie był bękartem bezserca, pewnie tak bym zrobił.- Odsunął z policzka Ariel pasmo długichjasnych włosów.- Lecz nie pozwolę ci odejść.Nie mogę.Za bardzo ciępragnę.- Justinie.- Wyciągnęła rękę i objęła dłonią jego twardą szczękę.Było coś w jego oczach.Nie tylko głód, ale i bolesna potrzeba, ostra,podszyta cierpieniem tęsknota.A potem jego wargi opadły na jej usta.Jego język wśliznął się do jej ust, głęboko, zaborczo.Gorący, słodkipłomień przeszył nagle brzuch Ariel.Pocałunek trwał i trwał.Na zewnątrz nadal szalała nawałnica, odpowiadająca burzy w jej krwi.Justin przesunął usta na szyję Ariel, a potem powędrował nimi wzdłuż jejramienia, by chwycić wreszcie zębami sutek.Zaczął mocno ssać ibłyskawica przebiegła wzdłuż błękitnych żytek pod skórą Ariel.Jęknęła.Drżata teraz, a piersi ciągnęły ją boleśnie pod wprawnym dotykiem jegojęzyka.Przesunął jej pieszczotliwie dłonią po żebrach, minął pępek izsunął dłoń niżej, pomiędzy jasne loczki u zbiegu ud.Ariel zamarła.Nie wiedziała zbyt dużo o kochaniu się, właściwietylko tyle, ile powiedziała jej Kit, i nie była pewna, co powinna zrobić, jakzareagować.- Nie sprawię ci bólu, Ariel - zapewnił łagodnie.- Wierzysz mi,prawda?Przełknęła i skinęła głową.- Tak.- Westchnęła, gdy pocałował ją znowu i pozwoliła, aby zalałają fala ciepła, a mięśnie się odprężyły.Pogładził delikatnie palcemwilgotne ciało pomiędzy nogami, a potem wsunął go głębiej.Gorącozalało Ariel niczym fala przypływu.Justin zaczął ją pieścić, ustanawiającrytm pasujący do tego, w jakim poruszał się jego język, i Ariel poczuła,jak w jej podbrzuszu narasta przyjemność, słodka i przemożna.Wstrzymała oddech, gdy wsunął palec w śliskie, wilgotne wnętrze jejciała.Za-drżała, owładnięta doznaniem, jakiego nie doświadczyła nigdywcześniej.Z jej gardła dobyło się ciche skomlenie.Justin pocałował jączule.- Twoje ciało jest na mnie gotowe, Ariel.Jesteś rozpalona i wilgotna,czekasz tylko, bym połączył się z tobą.Zwilżyła wargi.Wiedziała, iż drżą.- Co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]