[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Luiza odstawi³a fili¿ankê.– Nie potrzebujê innego przewodnika.Hassan ca³kowicie mi odpowiada.Sir John potrz¹sn¹³ g³ow¹.– Odprawi³em Hassana – powiedzia³, skupiaj¹c siê na swoim cygarze, któreobraca³ miêdzy palcami.– Co zrobi³eœ? – Luiza siedzia³a bez ruchu, nie podnosz¹c wzroku i czuj¹c, ¿eopada na ni¹ fala ciemnoœci.– Odprawi³em go.By³ doœæ mi³ym cz³owiekiem, ale nie na poziomie, jakiego siêwymaga, nie s¹dzisz? – Wetkn¹³ cygaro do ust.– Nie trap siê, moja droga,znajdziemy ci kogoœ nowego.Ani trochê nie zak³Ã³ci to twoich malarskich wypraw.– Po chwili doda³ z wahaniem: – Zreszt¹ nie zechcesz przecie¿ b³¹kaæ siêgdzieœ, skoro p³yniemy ku katarakcie.Wszyscy mówi¹, ¿e jest bardzointeresuj¹ca.Bêdziesz wiêc mia³a wiele do malowania z pok³adu statku.* * *Anna z gniewem oderwa³a wzrok od pamiêtnika– Biedna Luiza.Jak mog³a siê z tym pogodziæ? Sir John by³ tak apodyktyczny!A jakim strasznym draniem okaza³ siê Carstairs! – powiedzia³a porywczo.Andysiedzia³ obok, wpatruj¹c siê w pamiêtnik roz³o¿ony na jej kolanach.Nagleuœwiadomi³a sobie, ¿e jego ramiê przywiera do jej ramienia, a udo do uda.Siedzenie tak blisko niego nie by³o nieprzyjemnym doznaniem.Niemal bezwiednieprzesunê³a palcami po wargach, jakby wci¹¿ czuj¹c na nich przelotny poca³unekostatniej nocy.Zak³opotana zamknê³a dziennik Luizy.– Andy, ju¿ niemal poralunchu.S³yszê g³osy pasa¿erów.Z pewnoœci¹ wrócili z wyprawy po zakupy.Kolejny fragment przeczytamy chyba kiedy indziej.Z oci¹ganiem skin¹³ g³ow¹.– Dobrze.Bardzo mi siê to podoba³o.– Wsta³ i ruszy³ ku drzwiom.– Nie mogêsiê doczekaæ, ¿eby siê dowiedzieæ, co by³o póŸniej.– Spojrza³ na Annê z ukosa.– Zostawiê ciê, ¿ebyœ mog³a przygotowaæ siê do lunchu.Do zobaczenia zachwilê.Wpatrywa³a siê w zamkniête drzwi.Kabina sta³a siê nagle wiêksza, jakaœopustosza³a, a ona sama dziwnie osamotniona.Wsta³a i wsunê³a pamiêtnik doszuflady nocnego stolika.Kiedy wesz³a do jadalni, wszyscy inni ju¿ tam byli.Zauwa¿y³a, ¿e miejsce dlaniej pozostawiono obok Andy’ego.Zajmuj¹c je, spojrza³a w stronê Toby’ego.Siedzia³ odwrócony plecami i wydawa³o siê, ¿e nie zauwa¿y³ jej wejœcia.Przezchwilê spogl¹da³a na niego uwa¿nie, po czym odwróci³a siê do w³asnego stolika.Z lewej strony Andy’ego siedzia³a Charley, a za ni¹ Ben i Serena.Annapochyli³a siê nad sto³em i uœmiechnê³a do Sereny.– Przykro mi, ¿e opuœci³am dzisiejsz¹ wyprawê.Chêtnie zobaczy³abym ten bazar.Kupi³aœ sobie coœ ³adnego?Serena skinê³a g³ow¹.– PóŸniej ci poka¿ê.– Ty zapewne równie¿ mia³aœ mi³y poranek.– Charley opar³a siê ³okciami o stó³i wyjrza³a ku Annie zza Andy’ego.– Nie by³aœ osamotniona; szczególnie z Andym,który dotrzymywa³ ci towarzystwa.Ali pojawi³ siê ze stosem gor¹cych talerzy i zacz¹³ rozk³adaæ je na stole, zanim zaœ z waz¹ pe³n¹ paruj¹cej zupy z soczewicy pod¹¿a³ Ibrahim.Anna, z ulg¹przyj¹wszy tê przerwê w rozmowie, odwróci³a siê, ale Charley nie dawa³a zawygran¹.– Dziwne, ¿e oboje zaspaliœcie, czy¿ nie? – Odgarnê³a w³osy na ramiona,ignoruj¹c wysi³ki Ibrahima, ¿eby j¹ obs³u¿yæ.– Kupi³aœ sobie coœ ciekawego na tym bazarze, droga Charley? – ³agodnie wtr¹ci³Ben.Zignorowa³a równie¿ i jego.– Przypuszczam, ¿e bazar jest zbyt pospolity dla Anny.Jest przecie¿ prawnuczk¹s³awnej malarki.Bêdzie wiêc jedynie przechadzaæ siê wokó³ i czekaæ, by wszyscyjej nadskakiwali.Jestem zdumiona, ¿e nie ma w³asnego, prywatnego statku.Alewtedy nie mia³aby okazji poznania ¿adnego mi³ego i stanowi¹cego dobr¹ partiêmê¿czyzny.– Usiad³a z triumfem.– Ali, gdzie jest moje wino? – Jej g³ossprawi³, ¿e m³ody kelner podskoczy³ nerwowo, a potem sk³oni³ siê i pospieszy³do g³Ã³wnego sto³u, by znaleŸæ butelkê z jej nazwiskiem.Charley nape³ni³a swójkieliszek i wypi³a wino duszkiem.– Charley, nie wysilaj siê – pochyli³ siê ku niej Andy.– Nie musisz.– Nie? – Ponownie nape³ni³a sobie kieliszek.– Egipskie wino to paskudztwo.Brak mu odpowiedniej mocy.– Jest doskona³e.– Andy wyj¹³ butelkê z rêki Charley i postawi³ poza jejzasiêgiem.– Daj spokój.Z pewnoœci¹ wszyscy mo¿emy byæ przyjació³mi.W jadalni zrobi³o siê bardzo cicho, zauwa¿y³a nagle Anna.Wszyscy, zak³opotani,koncentrowali siê na zupie, która by³a gêsta, pikantna i posypana œwie¿¹ miêt¹.Stoj¹cy za ni¹ Ibrahim puœci³ w ko³o koszyk œwie¿ych rogalików.Spojrza³a naniego, ale oczy Ibrahima utkwione by³y w owym koszyku, a jego twarz kompletniepozbawiona wyrazu.Omar siedz¹cy wraz z innymi przy s¹siednim stoliku wsta³ w koñcu i z wyraŸn¹niechêci¹ podszed³ bli¿ej.– Wszystko w porz¹dku, drodzy pañstwo?– Tak – odpar³ Andy.– Radzimy sobie.Omar przystan¹³ na chwilê, a potem skin¹³ g³ow¹ i wróci³ na swoje miejsce.Toby, jak zauwa¿y³a Anna, siedzia³ obrócony bokiem i z ramieniem przewieszonymprzez oparcie krzes³a, otwarcie obserwowa³ sytuacjê.Pochwyciwszy jejspojrzenie, mrugn¹³.Odwzajemni³a siê pe³nym skrêpowania uœmiechem.Zebrane przez kelnerów talerze zast¹piono nastêpnymi.Wniesiono ogromnepó³miski paruj¹cego ry¿u z miêsnymi kuleczkami kebeii.Anna popatrzy³a na wspó³biesiadników.Charley nala³a sobie kolejny kieliszekwina i s¹czy³a je w ponurym milczeniu, a Serena obserwowa³a j¹ uwa¿nie.– Ten posi³ek z pewnoœci¹ ró¿ni siê nieco od eleganckiego lunchu na prywatnymstatku – skomentowa³ cicho Andy.– Tamto niespieszne podró¿owanie musia³o byæcudowne, ca³a ta epoka i bogactwo.Anna skinê³a g³ow¹.– Mam nadziejê, ¿e pozwolisz mi przeczytaæ nastêpny odcinek.Chcê siêdowiedzieæ, co bêdzie dalej – rzek³ z uœmiechem.– Nie w¹tpiê.Siedz¹ca za Andym Charley zacisnê³a palce na nó¿ce kieliszka i wpatrywa³a siêw przestrzeñ.Nagle, jakby czuj¹c wzrok Anny, wsta³a, wielkimi ³ykami opró¿ni³akieliszek, pochyli³a siê do przodu i znowu spojrza³a na Annê.– Pos³uchaj, nie pozwolê, ¿ebyœ go sobie zabra³a.Jesteœ mój, prawda, kochanie?– Po³o¿y³a d³oñ na rêce Andy’ego, spoczywaj¹cej na obrusie, i przesunê³apaznokciem po jego nadgarstku.– Charley! – krzykn¹³.Uœmiechnê³a siê s³odko.– Tak, tak, Charley.A jeœli kochana, ma³a Anna wejdzie miêdzy nas, z pewnoœci¹posunê siê dalej ni¿ do kradzie¿y g³upiej egipskiej buteleczki, ¿eby daæ jejnauczkê, wierz mi.– przerwa³a ze skowytem, gdy¿ czyjaœ rêka spoczê³a na jejramieniu.– Doœæ tych gróŸb, m³oda damo! – Toby wsta³ niepostrze¿enie i w jednej chwiliznalaz³ siê za Charley.– Przestañ.Nie jesz i psujesz nastrój.Proponujê, byœposz³a spaæ.– Chwyci³ j¹ za ramiê i odci¹gn¹³ od krzes³a.Kieliszek wypad³z rêki Charley, opryskuj¹c koszulê Andy’ego.Z okrzykiem wœciek³oœci Charley okrêci³a siê na piêcie i uderzy³a Toby’egow twarz.– Zabierz od niej ³apy! – Andy nerwowo wyciera³ siê serwetk¹.– Proszê, panie Toby, ja to za³atwiê.– Omar próbowa³ odci¹gn¹æ Toby’ego,a Ibrahim i Ali pojawili siê obok niego, lêkliwie machaj¹c serwetami.– Odsuñcie siê.Dam sobie radê.– Toby chwyci³ wrzeszcz¹c¹ Charley za ramiona.– Zabiorê j¹ do kabiny.Daj¿e spokój.Doœæ ju¿ tych g³upstw.– Poci¹gn¹³dziewczynê tak, ¿e straci³a równowagê i osunê³a siê na niego, po czym w ci¹gukilku sekund wyci¹gn¹³ j¹ z jadalni, zamykaj¹c za sob¹ drzwi.Serena wsta³a od sto³u.– Najlepiej zrobiê, jeœli pójdê tam i zajmê siê ni¹ – powiedzia³a.Andy skoczy³na równe nogi.– Nie, zostañ tutaj.Ja pójdê i zobaczê, czy wszystko w porz¹dku.– Rzuci³ sw¹poplamion¹ winem serwetkê i pospieszy³ za Tobym i Charley, ale wczeœniejzwróci³ siê ku Annie: – Mówi³em ci, ¿e jest gwa³towny – mrukn¹³ cichoi znikn¹³.Serena usiad³a, wzruszaj¹c ramionami, i odwróci³a siê plecami do sto³u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]