[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A co było wszyte w ten pasek? W ten stary?— Mikrofilm.— Widzi pan, panie Laker? — powiedział Hartmann patrząc na lampę, w którą właśnie uderzyła mucha.— Czy w dalszym ciągu twierdzi pan, że pańskie aresztowanie było bezpodstawne?— Nie mam pojęcia, o czym pan, do diabła, mówi.— Nie?— Nie! — krzyknął Laker, przerażony.— Czy sugeruje pan, że pani Gisevius kłamie?Laker zdławił w gardle odruchowe potwierdzenie.Karen odwróciła wzrok.Hartmann czekał jeszcze przez chwilę na odpowiedź, wreszcie skinął głową w stronę mężczyzny w płaszczu.— Dobrze.Zabierzcie ją.Ruszyła bez ponaglania, jakby chciała jak najszybciej stamtąd uciec, ale w drzwiach odwróciła się nagle i spojrzała Lakerowi w oczy.— Przepraszam… — załkała, kompletnie zdruzgotana.— Przepraszam…Mężczyzna w płaszczu wypchnął ją do drugiego pomieszczenia.Laker słyszał, jak idą do drzwi wyjściowych, otwierają je i głośno zatrzaskują.Miękka trawa tłumiła kroki, ale płacz Karen zdawał się trwać, pełen rozpaczy i goryczy, pasujący do sytuacji, w jakiej się znaleźli.— Niech mi pan oszczędzi opowieści, że oddał pan tylko przysługę jakiemuś znajomemu.Słyszałem już wiele podobnych bajek, a proszę mi wierzyć, że nie ma nic bardziej męczącego niż słuchanie tego samego po kilka razy.Przez następny kwadrans Laker albo zaprzeczał wszystkiemu oprócz tego, że był w zakładzie przy Luisenstrasse, albo po prostu reagował na pytania Hartmanna milczeniem.W nastroju kompletnego załamania usunął się w głąb swoich myśli, odrzucając rzeczywistość i obecność Hartmanna, a cała jego wrogość zwróciła się ku głównemu sprawcy katastrofy, Slattery’emu — Slattery’emu, który musiał zdawać sobie sprawę, że — w najlepszym razie — Karen stąpa po kruchym, cienkim lodzie i każdy, kto ją odwiedzi, narazi się na ogromne ryzyko.Musiał… A więc powinien był mu powiedzieć, ostrzec; tymczasem z zimną krwią wprowadził go w błąd.W rezultacie tak jak przed laty w Gardelegen Laker był praktycznie rzecz biorąc skazany na śmierć, a jedyne awaryjne wyjście — numer telefonu podany mu przez Slattery’ego — było równie bezużyteczne jak tamta zepsuta radiostacja.Ale tym razem Laker zdawał sobie sprawę, że znalazł się w pułapce, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu; że poniósł klęskę dla organizacji, do której nawet nie należał i która z całą pewnością nie kiwnie palcem, żeby go wyciągnąć z opresji.Czyja to gra? Czyja wojna?… Nie jego.I nie Patricka.— Jest pan, panie Laker, albo nieszczęsnym głupcem, albo szalonym idealistą.Panna Gisevius zalicza się do tych ostatnich, chociaż w jej wypadku, jako że jest Niemką, takie określenie to raczej eufemizm.— I znowu to jego spojrzenie brzuchomowcy.— A pan, panie Laker? Do których pan się zalicza? — Laker patrzył na niego, nic nie widząc.— Czy nie przyszło panu do głowy, jak to się może skończyć? He właściwie panu powiedzieli, zanim pożyczyli od pana zegarek?Nie odpowiedział.Wiedzieli więcej niż on sam.Karen wsypała go już w drzwiach, a wspomnienie jej głosu sprawiało mu ból równie wielki jak żal, który czuł.Musiała być równie bezbronna jak on.Los stanął przeciwko nim obojgu, przez tyle lat czekał na nich przyczajony i Laker nie miał cienia wątpliwości, że Londyn spisze na straty także ją.W żaden sposób nie był w stanie jej pomóc.Z kolei wobec Slattery’ego nie miał żadnych, absolutnie żadnych zobowiązań.Lojalność był winien przede wszystkim Patrickowi oraz sobie samemu.Lepiej więc będzie trzymać się kłamstw i głośnych protestów, niż powiedzieć choćby o jedno słowo za dużo.Współpraca nie wydawała się w tym wypadku żadnym rozwiązaniem.Co właściwie było na tym mikrofilmie? Czyim posłańcem zgodził się być?— Chcę się zobaczyć z synem — przerwał Hartmannowi w pół zdania.— To niemożliwe.— Dlaczego?— Nie będzie na to czasu.„Czasu? Czasu?”— W takim razie chcę do niego napisać.— Oblizał usta.— Chociaż krótki list.Tak… tak naprawdę będzie najlepiej.Został bez pieniędzy, a…— O to niech się pan nie martwi.Zajmiemy się tym.— Kto?— Moje ministerstwo.— On ma czternaście lat! — wykrzyknął Laker, czując, jak krew pulsuje mu w skroniach.— Jeżeli ma pan w sobie chociaż odrobinę ludzkich uczuć…— Wiem, ile ma lat.— Nie zrobił nic złego.— To też wiem.Ale jak już panu wspomniałem, panie Laker, nie spotkaliśmy się tutaj, żeby rozmawiać o pańskim synu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]