[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jamie poklepała Steve'a po ramieniu.- I jeśli rzeczywiście kochasz Michelle, mam nadzieję, że ta biedna dziewczyna da ci jeszcze szansę, byś to udowodnił.- Naprawdę kocham ją - potwierdził Steve.Znajomy błysk zdecydowania zalśnił w jego spojrzeniu.- I ona dowie się o tym.Następnym razem, kiedy przyjadę do Merlton, Michelle będzie ze mną jako moja żona.Było gorąco i parno, gdy Michelle parkowała wóz rzed swoim blokiem.Cieszyła się, że jest już w domu.Świąteczny wyjazd do Courtney i Connora okazał się błędem.Gdy przez cały weekend obserwowała rozkochanych w sobie nowożeńców, jej własna samotność stała się zupełnie nie do zniesienia.Przez te dni, przyglądając się małej Sarah, Michelle dobitnie uświadomiła sobie, ile ciągłej troski i uwagi wymaga dziecko.Szczęśliwa Sarah miała dwoje oddanych jej rodziców: nie pracującą mamę i ojca gotowego do pomocy, ilekroć pozwalał mu na to czas.Z podziwem, ale też i bólem, Michelle przyglądała się życiu tej rodziny.Kto będzie troszczył się o jej dziecko przez dwadzieścia cztery godziny na dobę? Ona sama, nie mając męża, który by ich utrzymał, będzie musiała pracować w pełnym wymiarze godzin.Nie będzie też taty, który mógłby przejąć obowiązki zmęczonej mamy i wraz z nią dzielić troski i radości rodzicielstwa.Michelle wysiadła z samochodu i sięgnęła na tylne siedzenie po kosze z kotami.Była bliska płaczu.Ostatnio zdarzało się to jej dość często, ale tylko w nocy, gdy leżała sama w ciemnościach.Nie była jeszcze gotowa, by podzielić się z kimkolwiek swoją tajemnicą, by wyjawić, że znalazła się w sidłach! Zupełnie jak nieszczęsne bohaterki książki Ashlinn.- Pozwól, że ci pomogę.Michelle drgnęła.Oczywiście, nie odwracając się, potrafiła rozpoznać głos Steve'a.- Nie trudź się - odparła chłodno, przytrzymując uchwyty koszy.- Pomogę ci.- Nachylił się, dotykając przy tym Michelle.Dziewczyna natychmiast postawiła kosze na ziemi.Dotyk Steve'a, przypadkowy i nie zamierzony, to było zbyt wiele jak na jej obecne samopoczucie.Z grymasem na twarzy sięgnęła po walizkę.- Zostaw to - rozkazał Steve, podnosząc kosze.- Wrócę po nią.- Nie, dziękuję.Poradzę sobie.- Torba nie była ciężka i Michelle uniosła ją z łatwością.Jej serce waliło niespokojnie, żołądek szalał niczym uwięziony w klatce kot, lecz Michelle udało się ukryć niepokój pod nieprzeniknioną maską obojętności.W milczeniu ruszyła w stronę domu; Steve podążył tuż za nią.Choć było to niezwykle kuszące, nie mogła zamknąć mu drzwi przed nosem.Steve niósł koty i to gwarantowało mu wstęp do mieszkania.Co, oczywiście, dokładnie sobie zaplanował.Steve Saraceni zawsze działał według planu, który zapewniał mu realizację jego celów.Michelle wiedziała o tym najlepiej.Kiedy weszli do środka, Steve uwolnił koty i przyglądał się Michelle uważnym, badawczym wzrokiem.- Mam cały samochód załadowany prezentami dla ciebie - odezwał się wreszcie.- Gdy byłem w Jersey, odwiedziłem pasaż handlowy i po raz pierwszy kupiłem więcej rzeczy niż moja kuzynka sklepomanka, Saran.Kupiłem dla ciebie perfumy, słodycze, książki, jedwabne kwiaty, bieliznę.A, i jeszcze pluszowego kota, który tak przypomina prawdziwe zwierzę, że Burton i Sąueaky spróbują go albo pokonać, albo adoptować.Czy jeśli zejdę po to teraz do samochodu, wpuścisz mnie potem do domu?- Nie - odparła Michelle sucho.Spojrzenie jej niebieskich oczu wydawało się równie lodowate jak jej ton.- Tak właśnie przypuszczałem.Dlatego nie próbowałem tego zrobić.- Usiadł na kanapie, układając wygodnie ramię na poduszkach i opierając kostkę lewej nogi na prawym kolanie.Wydawał się swobodny i zrelaksowany i tylko jego oczy, napięte i uważne, zdradzały wewnętrzny niepokój.Przez pewien czas Michelle udawała, że go nie dostrzega.Przygotowała kotom jedzenie, rozpakowała torby i zaczęła sprzątać w salonie.Wreszcie świadomość jego badawczego spojrzenia stała się nie do zniesienia.- Możesz wyjść w każdym momencie.- Jej ton był wyraźnie złośliwy.- Im prędzej, tym lepiej.- Nie wyjdę, Michelle.- Cóż, z pewnością nie zostaniesz tutaj.- Mylisz się - odparł Steve spokojnie.- Zostanę.- Nie możesz! - Michelle patrzyła na niego.- Jeśli próbujesz mnie rozwścieczyć, udaje ci się to znakomicie.- Zacisnęła mocno zęby.- Mów, czego chcesz i wynoś się.- Chcę się z tobą ożenić - oznajmił Steve bez żadnych wstępów.Cokolwiek spodziewała się usłyszeć, to z pewnością nie było to.Czuła się zmęczona i bezbronna.Nie oczekiwane i nie chciane łzy napłynęły do jej oczu.Spróbowała je powstrzymać.- Daruj sobie eufemizmy i choć raz powiedz szczerze, o co ci chodzi.Nie chcesz się ze mną ożenić, lecz czujesz się zobowiązany to zaproponować.Cóż, Steve, nie potrzebuję od ciebie żadnych przysług.Ja też nie chcę za ciebie wyjść.- Chcesz - upierał się Steve.- A więc pobierzmy się, Michelle.Jak najszybciej.Jeśli jutro zaczniemy starać się o potrzebne dokumenty, będziemy mogli pobrać się przed końcem tygodnia.- Nie obrażaj mojej inteligencji! Gdybym nie była na tyle głupia, by pójść do twego biura i powiedzieć ci, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]