[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg mi świadkiem, były chwile, w których chciałem ci uwierzyć, lecz tego już za wiele.Dość! Zabawa się skończyła, Amelio.Nie zniosę tego dłużej!- Jeff, przestań! Wysłuchaj mnie.Słyszysz?Zastąpiła mu drogę.Musiał się albo zatrzymać, albo pozwolić, by koń ją stratował.Przez chwilę nie była pewna, jaką podejmie decyzję.Zatrzymał się jednak.Amelia rozpoznała ten wyraz jego oczu, nie tyle gniewny - choć była w nich i złość - co pełen poczucia krzywdy.Jeff czuł się zdradzony.- Myślałem, że lepiej mnie znasz - powiedział.- Myślałem, że między nami.- urwał i opuścił wzrok.- Ale najwyraźniej powinienem bardziej uważać, komu powierzam swoje tajemnice.Próbował ją ominąć.Oparła mu dłoń na piersi i cofnęła ją natychmiast, dostrzegając pogardę w jego oczach.- Jeff - powiedziała błagalnie.- Nie miałam zamiaru.Czemu jesteś taki zły? Mówię ci tylko to, co wiem!- Oczywiście! Wiesz, że należę do mężczyzn, którzy bez wahania zamordują gościa pod swoim własnym dachem dla krzykliwej błyskotki.Czemu nie? Skoro raz oskarżą cię o zabójstwo, będą to robić zawsze.Tego rodzaju logika już omal nie zaprowadziła mnie na stryczek w Nowym Meksyku.Szarpnął wodze tak mocno, że koń zaprotestował parsknięciem.Tym razem Amelia usunęła się z drogi, choć tylko na chwilę.Nie mogła pozwolić mu odejść.Nie pozwoli mu odejść, skoro on myśli.Ale co on właściwie myśli? Nie wiedziała nawet, co sama ma o tym wszystkim sądzić.Dogoniła go kilkoma szybkimi krokami.Zaciskała pięści, oddychała ciężko, zdobyła się jednak na rozpaczliwy wysiłek.- Nie wiem, co właściwie tu się stało - wyznała.- Wiem tylko, że za sto dwadzieścia dwa lata, kiedy dom ten będzie hotelem, przyjedzie tu grupa ludzi, żeby podczas uroczystego otwarcia wziąć udział w pewnej grze, a w turystycznych prospektach będzie napisane, że czwartego lipca tysiąc osiemset siedemdziesiątego roku Sam Calvert został zastrzelony, że skradziono naszyjnik jego macochy i że o zbrodnie te oskarżono Jeffa Craiga.- Musiała przerwać, by zaczerpnąć tchu.- Jeśli ze mną pójdziesz, udowodnię ci.Nie sprawdzała, czy idzie za nią.Dzielący ją od domu dystans pokonała niemal biegiem, wywołując tym zdumione spojrzenia służby.Kątem oka dostrzegła, jak Jeff rzuca wodze chłopcu stajennemu, który wybiegł, by je od niego przejąć.Dogonił ją w kilku krokach.Twarz miał nieodgadnioną, lecz trochę mniej zagniewaną.Przebiegła koło pustego ogrodu różanego, minęła zegar słoneczny nawet na niego nie patrząc, a kiedy otoczenie wydało się jej znajome, przystanęła.- Zachodni ogród - wykrztusiła oddychając ciężko.- To zdarzyło się właśnie tu.Rozpoznała fontannę ze skromną figurką Kupidy - na, delikatne, kute ławeczki, kamienny domek z dachem krytym czerwoną dachówką.oraz szeroki, wznoszący się przy ścianie komin.Podeszła do niego szukając pamiętnej, obłupanej cegły, lecz cegła była nienaruszona.Widać było na niej tylko ślady deszczu oraz resztki uschłego, usuniętego już bluszczu.Postąpiła krok do tyłu, czując się straszliwie głupio.- Oczywiście, jeszcze nie ma śladu.- Nareszcie zaczynała rozumieć.- Przecież nic się jeszcze nie stało!Jeff stał przy niej w milczeniu.Odwróciła się ku niemu.- Mówię ci, kilka dni temu, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim roku, na tym kominie był ślad.Kula, która zabiła Sama Calverta, odłupała kawałek cegły.W nieruchomej twarzy Jeffa nie drgnął ani jeden mięsień.Amelia westchnęła głęboko, próbując zachować spokój.Niech przynajmniej jej głos brzmi spokojnie!- Daję ci słowo, Jeff, że to się naprawdę zdarzyło! Niewielu rzeczy jestem pewna - wczoraj nie byłam nawet przekonana, czy nie oszalałam - ale to jedno wiem.Pamiętam.To się naprawdę zdarzyło!Zobaczyła, jak jego twarz traci swą kamienną surowość.- Opowiedz mi wszystko od samego początku - poprosił.Amelia poczuła coś w rodzaju ulgi.W oczach Jeffa nie było już wściekłości.Przynajmniej skłonny jest jej wysłuchać.Metodycznie ułożyła sobie wszystko w głowie, po czym powiedziała:- Weekend tajemnic to dość popularna zabawa.Ludzie przebierają się, grają z góry wyznaczone role i próbują rozwiązać jakąś zagadkę, najczęściej zagadkę morderstwa, do poniedziałku.Na ogół tajemnica ta jest wymyślona, ale w ten weekend, podczas uroczystego otwarcia hotelu na Plantacji Wyspy Aury, mieliśmy odtworzyć prawdziwą historię morderstwa, które zdarzyło się tu sto dwadzieścia dwa lata wcześniej.- Moja przyjaciółka, Peggy, miała zagrać rolę Abi - gail, a ja.- Amelia zadrżała zdając sobie sprawę, jak słusznie ochrzczono jej postać -.mnie nazwano po prostu „tajemniczą nieznajomą”.Nie spotkałam nikogo z pozostałych gości i wiem tylko tyle, ile napisano we wręczonej nam broszurce.Rozpaczliwie próbowała przypomnieć sobie więcej szczegółów, wyrzucając sobie, że nie poświęciła im więcej uwagi, kiedy miała na to szansę.- W prospekcie napisano, że czwartego lipca tysiąc osiemset siedemdziesiątego roku Sam Calvert został zastrzelony w zachodnim ogrodzie.Motywem zbrodni był prawdopodobnie rubinowo-brylantowy naszyjnik należący do jego macochy.Świadkowie.- przełknęła nerwowo - świadkowie obciążyli winą.Jeffreya Craiga.- Rozumiem.- Głos Jeffa brzmiał beznamiętnie.Zaciśnięte usta wyraźnie świadczyły o tym, że nie czuje się rozbawiony.- Zakładam, że zostałem osądzony i skazany za morderstwo?Amelia potrząsnęła głową.- Nie, nie.Uciekłeś.Nigdy nie znaleziono ani ciebie, ani naszyjnika.Ani.- Wbrew woli zwróciła wzrok na ciężki rewolwer wiszący mu u biodra.- Ani narzędzia zbrodni.Zauważył jej spojrzenie i oczy pociemniały mu ze zniecierpliwienia.Mimo to, kiedy zaczął mówić, jego dłoń powędrowała w kierunku broni.- Na miłość boską, Amelio, każdy mężczyzna na tej wyspie ma przynajmniej jeden rewolwer.Tylko głupiec opuszczałby dom bezbronny.W zaroślach pełno jest węży i aligatorów, czasami trafia się puma.Nawet ty powinnaś wiedzieć, że mężczyzna udający się na przejażdżkę zawsze ma przy sobie broń.Amelia potrząsnęła głową ze smutkiem.- Nie wiem nic.Oprócz tego, co mi powiesz.Jeff obrzucił ją długim, przenikliwym spojrzeniem.Chciała się przed nim ukryć, czuła, jak przeszywa ją ono na wylot, a jednak wytrzymała jego wzrok.- Powiedz mi tylko jedno - poprosił spokojnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]