[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniós³niechêtnie g³owê, zaraz jednak poderwa³ siê na nogi z uœmiechem.- S³oneczko!Gestem zaprosi³ j¹ do sto³u.Odsun¹³ przed ni¹ krzes³o.- Co ciê teraz a¿ tak poch³ania? - spyta³a bardziej ¿artobliwie ni¿ kpi¹co.- Pozwól mi na krztynê altruizmu - poprosi³, ca³uj¹c j¹ w policzek, zanim samusiad³.- A to niby dlaczego?Z uœmiechem zajrza³ jej uwa¿nie w oczy i by³ wyraŸnie zadowolony z tego, co wnich dostrzeg³.- A wiêc? - Zadar³a podbródek.- Najpierw zjemy, potem porozmawiamy.Chcia³bym, ¿ebyœ przed nasz¹ kolejn¹wypraw¹ nieco przyty³a.- Chcesz powiedzieæ, ¿e nie polecimy, jak tylko skoñczy siê burza? - jêknê³a.Zamiast odpowiedzi na³o¿y³ jej hojnie na talerz ulubionych przysmaków.Kiedyzacz¹³ nak³adaæ sobie, dotar³o do niej, ¿e zamówi³ k³osy nikko, których nawetzapachu nie znosi³a.Uœmiechn¹³ siê, widz¹c, jak marszczy nos z obrzydzeniem.- Teraz widzisz, ¿e nie staram siê schlebiaæ wy³¹cznie twoim gustom,Killashandro Ree.Nie, nie bêdziemy mogli wyruszyæ natychmiast.Czarny kryszta³nie jest naszym jedynym produktem, który ma zbyt.- Gwa³townie zmieni³ temat.-Prêdzej by³bym gotów do drogi, gdybyœ zdecydowa³a siê mi pomóc.- Myœla³am, ¿e ci pomogê, znajduj¹c czarny kryszta³.Polecê sama.- Nie! - Wypowiedzia³ to s³owo z tak¹ moc¹, ¿e spojrza³a na niego zos³upieniem.Nie zwyk³ by³ zwracaæ siê do niej tym tonem.Naje¿y³a siê.Z³apa³j¹ za rêkê, zrzucaj¹c pêdy milsi z ³y¿ki, któr¹ nios³a do ust.- Nie,Killashandro.To zbyt niebezpieczne.Nie dosz³aœ jeszcze do siebie i zpewnoœci¹ da³abyœ siê zniewoliæ.Zw³aszcza œpiewaj¹c samotnie czarnykryszta³.Czu³a sprzeciw wobec jego zakazu, musia³a jednak przyznaæ, ¿e zniewolenie wjej przypadku by³o bardziej ni¿ prawdopodobne.Musia³a równie¿ przyznaæ, ¿epodczas ich ostatniej eskapady by³a w fatalnej formie: niewiele brakowa³o,¿eby kryszta³ uczyni³ z niej kalekê.Co z tego, ¿e szukali czarnego kryszta³u?Mia³a piekielne szczêœcie, ¿e nie trafili na odpowiednie z³o¿e.Ju¿ zielonyuzale¿ni³ j¹ dostatecznie mocno.Larsowi nale¿y siê wdziêcznoœæ za ryzyko,jakie podj¹³, bior¹c j¹ w Pasmo w takim stanie.- Czym mog³abym ci, Cechmistrzu, s³u¿yæ? - spyta³a ¿artobliwie.- Dziêki, S³onko - uœmiechn¹³ siê ze szczer¹ ulg¹.- Bêdê ci bardzozobowi¹zany.- A wiêc?- Zjedzmy najpierw.Nie umiem myœleæ, kiedy ¿o³¹dek przysycha mi do krêgos³upa.By³a bardziej g³odna, ni¿ przypuszcza³a, wiêc z przyjemnoœci¹ zabra³a siê dojedzenia.To dziwne, jak pe³en ¿o³¹dek potrafi os³abiæ opór wobec niestrawnychpropozycji.Kiedy opró¿nili ostatni pó³misek, Lars odchyli³ siê i z uœmiechem poklepa³ siêpo brzuchu.- Zaraz lepiej.A teraz gdybyœ by³a tak dobra i dokoñczy³a obliczanie stanukont wyœwietlonych na ekranie, unikn¹³bym ura¿enia paru osób.- Jakich osób?- Clarend i Ritvili wnieœli oficjalnie skargi, do których muszê siêustosunkowaæ, a na Shankill czeka na mnie delegacja.Powinienem j¹ wreszcieprzyj¹æ.- Myœlê, ¿e lepiej da³abym sobie radê z delegacj¹ ni¿ z rachunkami -zasugerowa³a ostro¿nie.- Robi³aœ takie rzeczy dla Lanzeckiego.Pamiêtasz, jak Afarianie próbowaliwy³udziæ kryszta³? Mam teraz podobn¹ sytuacjê z Triad¹ Blackwella.Próbuj¹tych samych chwytów i bêdê ich musia³ sp³awiæ, ale do tego potrzebne mi s¹liczby.- Co za nuda -westchnê³a, wznosz¹c oczy do nieba.- Wiele moich obowi¹zków nie nale¿y do interesuj¹cych, a mimo to.- Spojrza³na ni¹, a na jego szerokich ustach pojawi³ siê uœmiech.- Lubiê siê przygl¹daæ,jak nasz Cech stawia czo³o obcym.- Trzymamy rêkê na unikalnym towarze, którego nikt, choæby stan¹³ na g³owie,nie jest w stanie wyprodukowaæ -parsknê³a.- Jesteœmy panami sytuacji.- Podoba mi siê to „my" w twoich ustach, S³oneczko.-Przechyli³ siê przez stó³i pog³adzi³ j¹ po d³oni.-Pójdê teraz udobruchaæ kogo trzeba, a ty wyszukaj dlamnie odpowiednie dane.- Tylko ten jeden raz, poniewa¿ mam wobec ciebie d³ug wdziêcznoœci - ostrzeg³a,wyrywaj¹c rêkê i gro¿¹c mu palcem.- Nie ³udŸ siê, ¿e mnie w to wrobisz nasta³e.Jestem œpiewaczk¹, a nie gryzipiórkiem.ZnajdŸ sobie jakiegoœ rekruta zdoœwiadczeniem handlowym.- W³aœnie szukam -oœwiadczy³ z przebieg³ymuœmiechem.Przyst¹pi³a do analizowania danych i odkry³a, ¿e ta praca interesuje j¹bardziej, ni¿ by³a sk³onna przypuszczaæ.Niew¹tpliwie zakres kompetencji Cechu- i jego niepodwa¿alna pozycja jedynego dostawcy krystalicznych zestawówkomunikacyjnych przewy¿sza³ wyobra¿enia Killashandry.Jej praca - cieciekryszta³u - by³a tylko pierwszym ogniwem skomplikowanego ³añcucha procesów,których produkt koñcowy by³ niezmiennie poszukiwany w zasiedlonych obszarachgalaktyki.Odciêcie œwiata od ballybrañskiego kryszta³u oznacza³oby ca³kowitykrach gospodarki, gdy¿ technologia na wszelkich poziomach uzale¿niona by³a odbry³ i okruchów krystalicznych.W ballybrañskich laboratoriach spece odposzukiwañ naukowych wynajdowali coraz nowsze zastosowania kryszta³u - nawetzanieczyszczone okruchy wykorzystywano do produkcji materia³Ã³w œciernych.Po³yskliwsze drobne od³amki stosowano do wyrobu bi¿uterii rezonansowej, któraznów wróci³a do ³ask.Killa-shandrê zastanowi³o, jakim cudem galaktykadopuœci³a do tego, ¿eby tak wielka w³adza znalaz³a siê w rêkach Cechu.Co te¿takiego planowa³ Lars? Reorganizacje, modernizacjê, czy coœ w tym rodzaju.Wpozosta³ych dziedzinach Cech zmuszony by³ bazowaæ na obcych technologiach.Nie mog¹c siê oprzeæ pokusie zdobycia ca³kowitego dostêpu do archiwówCechmistrza, Killashandra wesz³a do zastrze¿onych zbiorów.Taka szansa mog³ajej siê wiêcej nie trafiæ.Lars wspomina³ coœ o ca³kowitych dochodach zkryszta³u.Zaciekawi³o j¹, w jakim stopniu ona, Killashandra Ree, przyczyni³asiê do pomyœlnoœci Cechu.W supertajnych plikach bez trudu odnajdywa³apotrzebne informacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]