[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapłacił rachunek, zostawiając dolara napiwku.- Pasażerowie mający miejsca w rzędach od 35 do 41 proszeni są na pokład samolotu.Hamid chwycił teczkę i ruszył w stronę wejścia do rękawa.Urzędnik w mundurze Tureckich Linii Lotniczych sprawdził kartę pokładową i uprzejmie skierował go dalej.Miał miejsce przy przejściu, w końcu klasy turystycznej.Jeszcze dziesięć takich wypraw - powiedział sobie Hamid - i zacznę latać PanAmem, pierwszą klasą.Będzie mnie na to stać.Zawsze gdy koła samolotu odrywały się od pasa, Hamid wyglądał przez okienko, patrząc na znikającą w dole przybraną ojczyznę, i zawsze myślał wówczas o tym samym.Minęło już pięć lat od chwili, gdy Saddam Hussein zdymisjonował go z rządowego stanowiska ministra rolnictwa, stanowiska, które sprawował zaledwie dwa lata.Tej jesieni zbiory pszenicy były bardzo złe, a kiedy Armia Ludowa zabrała tyle, ile zawsze, kiedy swoje zabrali lokalni urzędnicy, mieszkańcom Iraku wydano zmniejszone przydziały.Trzeba było znaleźć winnego, a kto lepiej nadawał się na kozła ofiarnego niż minister rolnictwa? Ojciec Hamida, kupiec dywanów, zawsze pragnął, by syn dołączył do rodzinnego interesu, a nawet ostrzegał go, by nie przyjmował stanowiska ministerialnego.Ostatni trzej ministrowie najpierw tracili posadę, a potem znikali - w Iraku wszyscy wiedzieli, co to znaczy „zniknąć” - lecz Hamid mimo wszystko objął tę funkcję.Pierwszego roku zbiory były udane, poza tym - jak przekonywał sam siebie - rolnictwo to tylko pierwszy krok do naprawdę wielkiej kariery.I przecież wobec całej Rady Rewolucyjnej Saddam powiedział o nim: „Mój dobry, bliski przyjaciel”.Trzydziestodwuletni człowiek jest oczywiście przekonany o swojej nieśmiertelności.Okazało się, że rację miał ojciec.Jedyny prawdziwy przyjaciel Hamida - przyjaciele znikają równie szybko jak topnieje śnieg w słońcu, gdy członka gabinetu dymisjonuje ten szczególny prezydent - pomógł mu uciec za granicę.Będąc ministrem Hamid zabezpieczył się w jeden tylko sposób.Co tydzień wybierał z konta sumę nieco większą, niż wydawał.Cinkciarze sprzedawali mu dolary - zawsze inny i suma zawsze była zbyt mała, by wzbudzić podejrzenia.W Iraku każdy jest szpiegiem.W dniu, w którym otrzymał dymisję, sprawdził, jaką sumę ma ukrytą pod materacem.Okazało się, że oszczędził 11221 dolarów.W najbliższy czwartek - weekendy w Bagdadzie zaczynają się w czwartki - wraz ze swą ciężarną żoną pojechał autobusem do Erbil.Samochód - mercedesa - zostawił na widoku przed swym okazałym domem na przedmieściach.Nie mieli bagażu, tylko dwa paszporty, zwitek dolarów ukryty w fałdach obszernego ubrania Shereen i trochę irańskich dinarów na dojazd do granicy.Nikt przecież nie będzie ich szukał w autobusie do Erbil.Z Erbil pojechali taksówką do Sulaimanii; wydali na to niemal wszystkie pozostałe dinary.Noc spędzili w małym hotelu, z dala od centrum miasta.Oboje czekali, nie śpiąc, aż przez pozbawione firanek okno do pokoju wpadną pierwsze promienie słońca.Nazajutrz kolejny autobus zawiózł ich wysoko w góry Kurdystanu.Po południu byli już w Zakho.Najdłużej trwał ostatni etap podróży.Przemierzali góry na grzbietach mułów; kosztowało ich to dwieście dolarów - młody kurdyjski przemytnik nie wykazał najmniejszego zainteresowania irańskimi dinarami.Wczesnym rankiem były minister i jego ciężarna żona bezpiecznie przekroczyli granicę.Pozostawieni przez Kurda samym sobie, musieli na piechotę dojść do najbliższej tureckiej wioski.Do Kirmizi Renga dotarli wieczorem.Kolejną bezsenną noc spędzili na stacji kolejowej, czekając na pierwszy pociąg do Stambułu.Długą podróż do stolicy Turcji przespali.Następnego ranka obudzili się jako uchodźcy.Hamid najpierw odwiedził Iz Bank, w którym zdeponował pozostałe 10800 dolarów, a dopiero potem ambasadę amerykańską, gdzie okazał swój dyplomatyczny paszport i poprosił o azyl polityczny.Ojciec powiedział mu kiedyś, że niedawno zdymisjonowani ministrowie irackiego rządu są u Amerykanów w cenie.Ambasada wynajęła Hamidowi i jego żonie pokój w najlepszym hotelu w mieście i natychmiast poinformowała o swym sukcesie Waszyngton.Obiecali Hamidowi, że skontaktują się z nim „najszybciej jak to będzie możliwe”, nie powiedzieli mu jednak, nawet w przybliżeniu, kiedy.Zdecydował więc, że w wolnym czasie odwiedzi handlarzy dywanów na bazarze w południowej części miasta, gdzie tak często bywał jego ojciec.Wielu doskonale pamiętało uczciwego, starego kupca, który tak dobrze umiał się targować i pił kawę litrami, a przy kawie opowiadał, że jego syn zajął się polityką.Przywitali go bardzo serdecznie, zwłaszcza kiedy dowiedzieli się, co ma zamiar robić, gdy znajdzie się już w Ameryce.Hamid i Shereen Zebariowie otrzymali amerykańskie wizy po tygodniu.Do Waszyngtonu polecieli na koszt rządu.Rząd zapłacił również za nadbagaż: dwadzieścia trzy tureckie dywany.Po pięciu dniach intensywnych przesłuchań prowadzonych przez CIA, Hamidowi podziękowano za współpracę i za użyteczne informacje, których dostarczył.Zaczął nowe życie w Stanach.Wraz z żoną i dwudziestoma trzema dywanami pojechał pociągiem do Nowego Jorku.Po sześciu tygodniach poszukiwań znalazł odpowiedni sklep na Manhattanie, na Lower East Side.Gdy tylko podpisał umowę najmu, Shereen zaczęła malować szyld z ich zamerykanizowanym nazwiskiem; szyld wkrótce zawisł nad wejściem.Przez trzy miesiące Hamid nie sprzedał ani jednego dywanu.Jego oszczędności stopniały niemal do zera.W końcu pierwszego roku udało mu się jednak pozbyć szesnastu z dwudziestu trzech dywanów.Zdał sobie sprawę, że wkrótce będzie musiał wrócić do Stambułu po nową partię towaru.Od tamtej pory minęły cztery lata.Zebariowie przeprowadzili się niedawno do obszerniejszego lokalu na West Side; nad sklepem znajdowało się też niewielkie mieszkanie.Hamid uważał się już za pełnoprawnego obywatela amerykańskiego, i to nie tylko dzięki cennemu granatowemu paszportowi, który potwierdzał jego status.Pogodził się z myślą, że nie wróci do Iraku, póki będzie tam rządził Saddam.Dom i majątek już dawno zarekwirowało państwo, skazano go także zaocznie na karę śmierci.Wątpił, czy kiedyś jeszcze zobaczy Bagdad.Po krótkim postoju w Londynie samolot ponownie uniósł się w powietrze i kilka minut przed czasem wylądował na lotnisku Atatiirk.Hamid zarezerwował pokój w tym samym co zwykle, małym hotelu, dokładnie też zaplanował, jak spędzi czas.Cieszył się, że znów zanurzy się w rojnym, gwarnym życiu stolicy Turcji.Zamierzał odwiedzić trzydziestu jeden kupców i miał nadzieję, że tym razem powróci do Nowego Jorku z sześćdziesięcioma dywanami.Oznaczało to dwa tygodnie picia mocnej tureckiej kawy i wiele godzin targów; cena wywoławcza będzie przecież zawsze co najmniej trzykrotnie wyższa od tej, którą gotów był zapłacić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]