[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Odsunę od ciebie wszystko, co wstrętne - zapewnił ją niskim głosem.- Pragnę, by pan to zrobił - odpowiedziała.- Zostałam zupełnie sama na świecie i boję się.- Kiedy wrócimy na jacht - rzekł markiz - zaprowadzę cię do kajuty, gdzie stoją moje obrazy.Zrozumiesz przekaz w nich zawarty.jest w nich to, co sam usiłuję ci powiedzieć.Tarina westchnęła cicho, jednak tym razem z ulgą.Nagle wstrząsnęła nią myśl, że gdyby teraz markiz objął ją i przyciągnął do siebie, to odebrałaby to jedynie jako czuły i opiekuńczy gest.W tejże chwili zaczęła odczuwać wibracje jeszcze mocniej.Zdawały się przenikać jej ręce i docierać aż do piersi, i przejmować rytm, w jakim biło jej serce.Wtedy zobaczyła nadbrzeże koło pałacu i zdała sobie sprawę, że to, co ona czuje, jest miłością! Uczucie to spadło na nią w najmniej oczekiwanym momencie, a jednak było mocne i żywe jak błyskawica, zniewalające bez reszty.Markiz nie pojawił się na śniadaniu, a gdy Betty zapytała o niego, jeden ze stewardów odparł, że je posiłek w swej kabinie.Spojrzała przez stół, by uśmiechnąć się do Harry’ego Prestwooda, ale Harry patrzył w zamyśleniu na łodzie na rzece, jakby były bardziej interesujące niż Betty.Od przybycia do Bangkoku jadali na pokładzie, w miejscu osłoniętym specjalnym baldachimem.Betty również zaczęła spoglądać na rzekę, rozżalona, że Harry nie zdradza większego zainteresowania jej osobą.Byli oboje sami i, chcąc przyciągnąć jego uwagę, upuściła z hałasem sztućce na podłogę.- Harry! - zawołała.Nie odwrócił głowy.- O co chodzi? - spytał tylko:- Co się dzieje?- A kto powiedział, że coś się dzieje?- Ja! Od pewnego czasu zacząłeś wyraźnie mnie unikać.Co takiego uczyniłam, czym cię zdenerwowałam?- Niczym.- Ale wiem, że coś jest nie tak.- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.- Ale ja mam! - nalegała Betty - Przyjaźniliśmy się, przynajmniej tak mi się zdawało, kiedy płynęliśmy po Morzu Śródziemnym, przez Kanał Sueski i Morze Czerwone.Teraz dziwnie się zachowujesz.Harry nie odpowiadał, więc po chwili milczenia rzekła z patosem:- Proszę, powiedz mi.To nie daje mi spokoju, spędza sen z powiek.Dopiero teraz Harry oderwał wzrok od rzeki i zerknął na Betty.- Masz na myśli.tamto?- Oczywiście że tak! Jak możesz być taki.nieuprzejmy?Wyraźnie zawahała się przed ostatnim słowem i Harry nagle wstał od stołu, mówiąc:- Muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj.- No to gdzie?- Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.Popatrzył na brzeg i dodał:- Chodź ze mną teraz, natychmiast, póki Lorainowie nie zjawią się na śniadaniu.Betty spojrzała na niego wzburzona.- Teraz!? W takim stroju?- Pójdziemy do ogrodu.Kapelusz nie będzie ci potrzebny.Mówił tak gorączkowo i tak dziwnym tonem, że bez słowa ruszyła za nim po pokładzie i zeszła na nadbrzeże, wiodące do bramy pałacowego ogrodu.Zdawało się, że poza nimi - z powodu tak wczesnej pory - nie ma tu nikogo.Szli pod drzewami do zacienionego miejsca wśród klombów, gdzie mogli ukryć się przed wzrokiem przypadkowych spacerowiczów.Usiedli na drewnianej ławeczce.I Betty wydało się, że Harry celowo usiadł w pewnej odległości od niej.Spojrzała na niego pytająco.Jednakże on nie odzywał się i patrzył gdzieś przed siebie.- O co chodzi, Harry? - spytała w końcu.- Nie wiesz?- Nie mam pojęcia!Westchnął ciężko i szorstkim głosem powiedział:.- Muszę natychmiast opuścić statek.I wrócić do kraju.- Dlaczego? - zapytała patrząc na niego zdumiona.- Co się stało?- Zdawało mi się, że rozumiesz.- Nie rozumiem.I nie wiem, czemu się tak zachowujesz.Och, Harry, powiedz, cóż ja takiego zrobiłam?Zabrzmiało to jak płaczliwa prośba skrzywdzonego dziecka i Harry natychmiast odwrócił się do niej.- Na litość boską, moja kochana - rzekł.- Nie mów tak.Nie zniosę tego!Betty patrzyła nań z coraz większym zdziwieniem.- Kocham cię! Sądziłem, że się tego domyślasz.Jestem bliski utraty zmysłów.Musisz mnie zrozumieć.- Więc w tym rzecz! - wykrzyknęła Betty.- Czemu po prostu mi tego nie powiedziałeś? Ja także cię kocham, Harry! Kocham cię od tygodni i jestem zrozpaczona, bo wydaje mi się, że ty.jesteś wobec mnie.obojętny.- Obojętny? - powtórzył i jakby nie potrafił nad sobą zapanować, wziął ją w ramiona i obsypał pocałunkami.- Podziwiam cię! Ubóstwiam! - mówił.- Jesteś niezwykle piękna.Bałem się, iż nie mam żadnych szans, byś do mnie należała.- Ale dlaczego?.- Bo znalazłaś się tu, aby zabawiać Viviena.A ja nie mam ci niczego do zaoferowania.- Niczego?.Harry mocno zacisnął palce na jej dłoniach.- Gdybym mógł ci się oświadczyć, dawno już bym to uczynił.- Nie odpowiadała, więc po chwili podjął: - Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.Wszystko w tobie jest pełne uroku - twoja słodycz, twoja wyrozumiałość, twoje współczucie.- Westchnął.- Mógłbym godzinami wyliczać twoje zalety, a jednak muszę od ciebie odejść.- Dlaczego? Dlaczego? - pytała Betty.Puścił jej dłonie, wbił wzrok w jakieś drzewo i wyznał:- Ponieważ nie posiadam niczego.niczego! Mój ojciec tonie w astronomicznych długach, które pewnie mnie przyjdzie spłacać.Gdyby nie Vivien, to pewnie już zamknęliby mnie w więzieniu!Betty aż krzyknęła z przerażenia.- Ale.chyba możesz coś zrobić?- Jeśli powiesz mi co, uczynię to bezzwłocznie.- Zapanowało milczenie i Harry podjął: - Odkąd przekonałem się, że cię kocham, wymyślam niestworzone historie, za sprawą których mogłabyś zostać moją żoną.Betty zasłoniła dłonią usta, nie chcąc mu przerywać.- Nie mam jednak szans na zdobycie pieniędzy, a nie chcę dłużej siedzieć w kieszeniach przyjaciół, zwłaszcza Viviena.Na to nie zezwala mi mój honor!Powiedział to z taką goryczą, że aż Betty położyła dłoń na jego ramieniu.- Proszę cię, Harry, nie chcę, byś był.nieszczęśliwy.- Jak może być inaczej, skoro cię kocham? - zapytał.- Och, Boże, dlaczego przytrafiło się to akurat mnie? Znam wiele kobiet i nie będę udawał, że były mi obojętne, lecz nigdy nie pragnąłem, by którakolwiek z nich została moją żoną, była ze mną na zawsze.Póki nie spotkałem ciebie.Zapanowało milczenie.Wtedy Betty rzekła:- Wiem, że jesteś bardzo ambitny, ale.ja będę miała trochę pieniędzy.Nawet jeśli wyjdę za mąż powtórnie.- Myślałem nad tym - przyznał Harry - ale mój honor nie pozwoliłby mi korzystać z pieniędzy żony.- To nie całkiem tak, Harry.Mój mąż zostawił mi wszystko, co posiadał, jednak gdybym ponownie stanęła na ślubnym kobiercu, to będę miała prawo rozporządzać jedną czwartą tego, czym dysponuję teraz.- Nawet gdyby chodziło tylko o parę szylingów, to i tak nie byłoby o czym mówić - odparł Harry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]