[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy skończyłem, był nieco skonsternowany.– Ale ja nie widzę, w jaki sposób.– urwał i zaczął od nowa: – Proszę pana, jeśli ten człowiek oraz jego służący postanowili opuścić Anglię i osiąść w Szwecji pod przybranym nazwiskiem, to nie bardzo wiem, co moglibyśmy na to poradzić.Nie sądzę, by szwedzkie prawo zabraniało komukolwiek żyć pod przybranym nazwiskiem.Z całą pewnością w Anglii nie jest to wykroczeniem.Konkretnie czego pan chce?– Kilku ludzi – powiedziałem.– Chcę mieć Ashtona pod obserwacją.Chcę wiedzieć, co robi i dlaczego.– To wykluczone – odparł Cutler.– Nie mamy ludzi do roboty policyjnej.Na podstawie tego, co mi pan opowiedział, doprawdy nie rozumiem przyczyn pańskiego zainteresowania tym człowiekiem.– Nie jest pan upoważniony do tego, żeby wiedzieć więcej – oświadczyłem bez ogródek.– Ale niech mi pan wierzy, że ten Ashton jest niezwykle ważny.– Obawiam się, że nie mogę panu pomóc – oznajmił lodowato.– Przyszedł pan tu z ulicy, opowiedział mi jakąś nieprawdopodobną historyjkę – i co? Mam zaraz postawić na nogi całą ambasadę?Wskazałem na moją legitymację, która nadal leżała przed nim na biurku.– Mimo to?– Mimo to – odpowiedział, ale odniosłem wrażenie, że właśnie dlatego.– Ludzie od was zdumiewają mnie.Każdy uważa się za Jamesa Bonda.Ja natomiast wcale nie mam poczucia, że żyję w samym środku kolorowego filmu.Nie zamierzałem z nim dyskutować.– Czy mogę skorzystać z telefonu? – Zmarszczył brwi i usiłował wymyślić jakiś powód, żeby mi odmówić, więc dodałem: – Zapłacę za połączenie.– Nie ma potrzeby – oświadczył krótko i popchnął stojący na biurku aparat w moją stronę.Jeden z naszych specjalistów zapytał mnie kiedyś, jaka jest największa maszyna na świecie.Nie udało mi się zgadnąć i po kilku próbach poddałem się – Wtedy powiedział, że największą maszyną, jaka istnieje, jest międzynarodowy system telefoniczny.Na świecie funkcjonuje 450 milionów telefonów, z czego – dzięki systemowi kabli i central automatycznych – 250 milionów stanowi jednolitą sieć.Możemy sobie psioczyć na jakość różnych lokalnych połączeń, ale faktem jest, że w półtorej minuty rozmawiałem z Ogilviem.– Ashton tu jest – powiedziałem – ale jest też pewien drobny kłopot.Henty jest tu solo, a ja, ze znanych powodów, nie mogę podejść blisko.– W porządku, zwróć się o pomoc do ambasady.Chcemy, żeby był pod obserwacją, ale sam trzymaj się z daleka.– Właśnie jestem w ambasadzie.Nie mam szansy na żadną pomoc.– Jak się nazywa przeszkoda?– Cutler, drugi sekretarz.– Czekaj moment.– Dobiegł mnie szelest wertowanych w odległym Londynie papierów.Po chwili znów odezwał się Ogilvie: – To zajmie z pół godziny.Wysadzę w powietrze przeszkodę.Na miłość boską, tylko nie zgub z oczu Ashtona!– Nie ma obawy – zapewniłem go i odłożyłem słuchawkę.Wstałem i zabrałem z biurka Cutlera swoją legitymację.– Jestem w „Grandzie”.W razie czego tam mnie pan znajdzie.– Nie widzę powodu, dla którego miałbym pana szukać – odparł Cutler wyniośle.Uśmiechnąłem się.– Jeszcze pan zobaczy.– Nagle poczułem, że mam go dość.– Chyba że chce pan przez najbliższe dziesięć lat liczyć spinacze biurowe na Samoa.W hotelu czekała na mnie krótka notatka od Henty’ego: „Spotkajmy się w Moderna Museet na Skeppsholmen”.Złapałem taksówkę i byłem na miejscu w pięć minut.Henty stał przed głównym wejściem z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie i z fioletowym od mrozu czubkiem nosa.Kiwnął głową w stronę galerii.– Pański klient się ukulturalnia.Sprawa wymagała delikatności.Nie chciałem się natknąć na Ashtona twarzą w twarz.– Benson też tam jest?– Nie, tylko Ashton.– Dobra, niech pan skoczy do środka i zlokalizuje go.Czekam na pana.– Henty wszedł do muzeum, niewątpliwie zadowolony, że się ogrzeje.Po pięciu minutach był z powrotem.– Studiuje Picassa, okres błękitny.– Wręczył mi plan muzeum z zaznaczoną ekspozycją Picassa.Wszedłem do muzeum i poruszałem się w środku niezwykle ostrożnie.W chłodne zimowe popołudnie było tam, niestety, niewielu zwiedzających, więc nie mogłem się zgubić w tłumie.Z drugiej strony – przynajmniej nikt mi nie zasłaniał widoczności.Wyjąłem chusteczkę do nosa, żeby w razie czego zakryć twarz, przeszedłem z jednej sali do drugiej i w dali zobaczyłem Ashtona.Z zainteresowaniem kontemplował obraz.W chwili kiedy ruszył, przejść do następnego, zobaczyłem wyraźnie jego twarz.Ulżyło mi; rzeczywiście był to Ashton.Gdyby się okazało, że bez powodu napuściłem Ogilviego na Cutlera, wybuchłaby piekielna awantura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]