[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W roku 1965, pierwszym, w którym przyznano Nebulę, zdobył je w dwóch kategoriach, za „He Who Shapes” i „The Doors of His Face, the Lamps of His Mouth”.Zaczął się specjalizować w powieściach opartych na tematyce religijnej i w roku 1966 zdobył Hugo za This Immortal (inny tytuł to … And Call Me Conrad), a w dwa lata później kolejną srebrną rakietę za Lord of Light.W roku 1976 zdobył Hugo i Nebulę za minipowieść „Home Is the Hangman”.* Inne jego powieści to The Dream Master (1966), — rozwinięcie tematu z opowiadania „He Who Shapes”, Aleja potępienia (1969), która posłużyła potem za scenariusz do wyjątkowo złego filmu, hle of the Dead (1969) i Doorways in the Sand.Obecnie Żelazny wydaje kolejne tomy serii fantasy rozpoczynającej się od Ninę Princes in Amber (1970).„Mechaniczne serce” weszło do finału rozgrywki o Nebulę w roku 1975.Roger ŻelaznyMechaniczne serceOpowiem wam o stworzeniu, które nazywa się Bork.Przyszło na świat w jądrze ginącego słońca, rzucone w teraźniejszość ze strumienia przeszłość — przyszłość, jako zanieczyszczenie czasu.Składało się z błota i aluminium, plastyku i pewnego ewolucyjnego destylatu wody morskiej.Krążyło, utrzymywane na pępowinie okoliczności, dopóki nie spadło odłączone siłą swej woli, o mniej więcej życie później, by spocząć na mieliznach świata, gdzie wszystko odchodzi umierać.Był to kawałek człowieka w nadmorskiej miejscowości nieopodal uzdrowiska wychodzącego z mody, jako że stało się kolonią eutanazji.Wybierzcie cokolwiek z powyższego, a może będziecie mieli rację.Szedł tego dnia brzegiem, szturchając widlastym, metalowym prętem przedmioty, które wyrzucił nocny sztorm: jakieś lśniące szczątki, przydatnewróżkom w ich czarodziejskiej pracowni, warte tam posiłku lub bryłki różu polerskiego dla jego gładszej połowy; purpurowy wodorost na słoną zupę rybną, którą tak polubił; guzik, muszelka, biały żeton z kasyna.Pieniły się fale i wiał silny wiatr.Niebo tworzyło szaroniebieską, skłębioną ścianę, pozbawioną rysunku ptasich sylwetek czy kolorowych reklam świetlnych.Zostawiał za sobą pooraną ścieżkę i pojedyncze ślady stopy, kiedy szedł, pobrzękując i klekocząc, przez wyblakłe piaski.Znalazł się blisko miejsca, gdzie w czasie swoich migracji zatrzymywały się przez kilka dni — najwyżej tydzień — lelki, przelotne ptaki o rozwidlonych ogonach.Już odleciały; wiele połaci plaży leżało jeszcze upstrzone ich odchodami zrudziałego koloru.Tam znów zobaczył dziewczynę, trzeci raz w ciągu trzech dni.Poprzednio próbowała do niego zagadać, zatrzymać go.Zignorował ją z wielu powodów.Jednak tym razem nie była sama.Stawała na nogi; ślady na piasku świadczyły o tym, że biegła i przewróciła się.Miała na sobie tę samą czerwoną Sukienkę, teraz podartą i brudną.Jej czarne włosy, krótko przycięte w gęstą grzywkę, były tylko trochę rozczochrane.Jakieś dziesięć metrów za dziewczyną widać było młodego mężczyznę z Centrum, który zmierzał w jej kierunku.Sunęła za nim jedna z rzadko spotykanych maszyn telekomunikacyjnych — wysokości około jednego metra, unosząca się w takiej też odległości od ziemi, kształtem przypominająca kręgiel.Srebrzysta, szlifowana i gruszkowata główka maszyny wydzielała światło, a jej trzy boczne osłony, cienkie niczym cynfolia, jak spódniczki ba—letnicy migocąc podnosiły się i opadały w rytmie niezależnym od wiatru.Słysząc go czy też widząc kątem oka, dziewczyna odwróciła się tyłem do prześladowców i powiedziała: — Pomóż mi.— Potem wymówiła nazwisko.Wahał się przez chwilę, chociaż ona takiej przerwy nie mogła dostrzec.W końcu ruszył w jej stronę i znów przystanął.Mężczyzna i wisząca w powietrzu maszyna również się zatrzymali.— O co chodzi? — spytał, a jego głos był miękki, niski i lekko melodyjny.— Oni chcą mnie zabrać — odpowiedziała.— No i co?— Ja nie chcę iść.— Ach, tak.Nie jesteś gotowa?— Tak, nie jestem gotowa.— A więc sprawa jest prosta.Nieporozumienie.Odwrócił się w stronę tamtych.— Nastąpiło nieporozumienie — powiedział.— Ona nie jest gotowa.— Nie twoja sprawa, Bork — odparł mężczyzna.— Tak postanowiło Centrum.— Zatem będzie musiało zmienić decyzję.Ona twierdzi, że nie jest gotowa.— Zabieraj się stąd, Bork.Mężczyzna ruszył naprzód, maszyna podążyła za nim.Bork uniósł do góry ręce, jedną z ciała, drugą z innych rzeczy.— Nie — odrzekł.— Zejdź z drogi — powiedział mężczyzna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]