[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ben zabębnił palcami o dach pikapa Lovinga.– Czy wszystkie noce są równie ekscytujące?Loving wyjął jedną słuchawkę z ucha.– Mniej więcej.– O rany – westchnął Ben, kręcąc się na fotelu.– Gdybym wiedział, jakie to nudne, nie prosiłbym cię o śledzenie kogokolwiek.– E, nie jest aż tak źle – odparł Loving, wciskając przycisk „stop” w walkmanie.– Można trochę odpocząć, pomyśleć.I posłuchać książek z kasety.Ben uniósł brwi.– Książek?Loving wyprostował swoje potężne ciało.– Tak, a co?– Chcesz powiedzieć, że słuchasz…– A czemu nie? Myślisz, że tylko ty umiesz czytać?– Nie, ale…– Niby po co według ciebie noszę te słuchawki? Dla ozdoby?– Myślałem, że słuchasz muzyki.– Rozumiem.Jestem wielkie chłopisko i nie chodziłem do college’u, więc uważasz, że spędzam czas, upijając się przy muzyce country?– Ja tego nie powiedziałem.Loving skrzyżował ręce na piersiach.– Czuję się dotknięty, kapitanie.Dotknięty do żywego.Ben przyłożył dłoń do czoła.Jak mógł się w to wpakować?– Słuchaj, Loving, ja naprawdę nie chciałem podawać w wątpliwość twojej sprawności intelektualnej…– Cii.– Loving wytężył wzrok.– Wychodzi.Nawet z tej odległości Ben widział, jak doktor Edgar Bennett otwiera frontowe drzwi, zbliża się do samochodu i wsiada do naprawionego forda expedition.Chwilę później jechali za nim.– Światła w domu są zgaszone – mruknął Ben.– Żona chyba śpi.Ciekawe, dokąd się kochany doktor wybiera?Bennett skręcił w Riverside Drive; Loving trzymał się za nim w bezpiecznej odległości.– Pewnie jedzie do szpitala – rzucił.– Może.Zobaczymy.Z Riverside skręcili w Dwudziestą Pierwszą.Wydawało się, że doktor rzeczywiście zmierza do szpitala, gdy nieoczekiwanie skręcił ostro w prawo.– Jeśli jedzie do szpitala – zauważył Ben – to chyba stara się wybierać najbardziej malowniczą drogę.Kilka minut później doktor Bennett zatrzymał się przed wjazdem do niewielkiego parterowego domku.Loving minął samochód doktora i zaparkował nieco dalej, po przeciwnej stronie ulicy.Bennett zbliżył się do drzwi, które po chwili się otworzyły.– Jest środek nocy, żona śpi, a on kogoś odwiedza – mruknął Ben.– Musimy się dowiedzieć, kto tu mieszka.– Już się robi.Loving wybrał numer na swoim telefonie komórkowym.– Maggie? Wiedziałem, że nie śpisz.Czy mogłabyś coś dla mnie zrobić? – Nastąpiła krótka wymiana uprzejmych zdań, zdaniem Bena niezbyt przekonujących.Na szczęście Loving dopiął w końcu swego.– Tak.Czy mogłabyś zerknąć do książki i sprawdzić, kto mieszka na South Bridgewater dwanaście czterdzieści pięć?Odpowiedź przyszła szybko.– Dziękuję, Maggie.Loving wcisnął guzik „end”.– No i co? – spytał niecierpliwie Ben.Loving obdarzył go szerokim uśmiechem.– Jestem pewien, że ci się to spodoba.– Zawiesił na chwilę głos.– Maria Verluna.Następnego dnia rano Ben zaskoczył wszystkich, powołując ponownie na świadka pielęgniarkę Marię Verlunę.– Pani Verluna, nie będę owijał w bawełnę.Ma pani romans z doktorem Bennettem, prawda?Sędziowie przysięgli zareagowali prawie tak samo, jak kobieta na miejscu świadka.– Słucham? Co pan…– Proszę oszczędzić sobie niepotrzebnego kłopotu.Poleciłem śledzić pani dom.Wiem, że wczoraj w nocy doktor Bennett odwiedził panią.Prawda? Przyjechał koło północy i wyszedł przed świtem.– Ben przerwał na chwilę.– Przypuszczam, że nie grali państwo w warcaby.Maria otworzyła usta.– Ale ja nadal…– Proszę pani, widział to jeszcze ktoś.Prywatny detektyw.Mogę powołać go na świadka i wtedy sędziowie poznają wszystkie brzydkie szczegóły.On ma nawet zdjęcia.Maria odezwała się po dłuższej chwili:– Nie ma w tym nic brzydkiego.Edgar i ja kochamy się.– Oczywiście, ale to nie ma nic do rzeczy.Dlaczego nie powiedziała pani przysięgłym, że ma romans z mężem pozwanej?– Bałam się… – Skierowała wzrok na ręce.– Bałam się, że jeżeli poznają prawdę, mogą mi nie uwierzyć.– No cóż, może miała pani rację.Ale wydaje mi się, że było w tym coś więcej.Myślę, że pani próbowała coś ukryć.– Wysoki Sądzie – powiedział Colby, wstając.– Czy to ma związek ze sprawą? Pan Kincaid wyciąga to wszystko na jaw, aby ukryć brak dowodów.Sędzia Hawkins przechylił lekko głowę.– Ma prawo podważać zeznanie świadka przeciwnej strony.Uchylam sprzeciw.Czyżbym w końcu coś wygrał? – pomyślał Ben.W samą porę.– Pani Verluna, proszę mówić prawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]